Forum Po prostu moje Forum Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Opowiadanie Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 22:01, 31 Sie 2007 Powrót do góry

Natknęło mnie dzisiaj w pizzerii postanowiłem to spisać. Wszelkie prawa zastrzeżone.

"332"
Chapter1.

Siedział w pokoju, światła ulicy rozświetlanej przez dziesiątki neonów uporczywie próbowały zakłócić jego własny osobisty mrok panujący w środku pomieszczenia. Zasłony część z nich wpuszczały do środka co go odrobinę irytowało. Gdyby nie ta ulica, gdyby nie to miasto siedziałby w całkowitej ciemności, nie słysząc hałasów samochodów i ludzi, którzy zaledwie trzy piętra niżej spacerowali jakby nigdy nic. Uśmiechnął się do samego siebie i zapalił papierosa, wonny dym uniósł się w górę a żar rozświetlił jego twarz gdy zaciągnął się pierwszy raz. W głowie zbierały mu się czarne myśli. Rozsiadł się wygodniej na sofie w salonie i popatrzał przez mrok w stronę zgaszonego telewizora, przez chwilę chciał go włączyć ale momentalnie się rozmyślił.
- Kurwa, muszę coś zrobić bo oszaleję... - powiedział cicho do siebie - ale co... przecież ona nie przyjdzie, nie ma szans, nie była tu już pół roku, czemu miałaby nagle przyjść? nie daje nawet znaku życia... wszystko wskazuje że ona nie chce mnie widzieć. Więc czemu kurwa mać wciąż o niej myslę?!
Walczył ze sobą. Kłócił się z własnymi myślami, chciał sam się uderzyć, ale doszedł do wniosku że wtedy mógłby mu wypaść papieros, a szkoda byłoby dywanu lub jego ubrania.
- Ubieram się jak żul - spojrzał na swoje wytarte czarne spodnie i czarną koszulę, elegancką, jednak niesamowicie wygniecioną z wypalą od papierosa dziurą w okolicy brzucha. Westchnął i znowu zaciągnął się papierosem. Kiedy dym zaczął wypełniać pomieszczenie usłyszał coś czego się nie spodziewał ale o co w duchu prosił - pukanie do drzwi. Momentalnie poderwał się z sofy i podbiegł do drzwi. Otworzył je i tam, na korytarzu zobaczył ją, a papieros którego trzymał w ręce upadł na podłogę zostawiając za sobą widzianą jedynie przez sekundę smugę pomarańczowego żaru. Poznał ją jedynie po oczach. Stała w korytarzu oświetlana przez żarówkę wiszącą na kablu. Jej oczy, zawsze pewne siebie, roześmiane, silne, tak głęboko niebieskie teraz były smutne i zniszczone. Jednak ten kolor... to jak na niego patrzyła... nie miał wątpliwości że to ona. Wpatrywał się w nią w totalnym osłupieniu. Jej piękne długie blond włosy sięgające zawsze do łopatek były teraz krótkie na około 2cm i brudne, a ona sama wychudzona i trzęsąca się. Ubrana była w fioletowy zniszczony sweter oraz w jeansy które były brudne i podziurawione. Patrzała na niego i milczała. On wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi ustami, nie wierząc że to ta sama elegancka Lidia którą znał wcześniej. Ważyła maksymalnie 40 kilogramów, a przecież zawsze była odpowiedniej wagi, była brudna, a przecież zawsze była zadbana. Kiedy tak stali i wpatrywali się w siebie, po jej policzku spłynęła łza. Jedna, jedyna łza. Nadepnął na papierosa gasząc go i odsunął się w bok dając jej znak żeby weszła. Gdy tylko przekroczyła próg i spojrzeli sobie w oczy, on zamknął drzwi wejściowe pogrążając ich w mroku swojego mieszkania. Nie chciał by wpatrywała się w jego zszokowaną twarz. Spytał cicho:
- Co... co się stało?
- Upadłam - odpowiedziała mu drżącym ale wciąż pięknym głosem - i tym razem się nie podniosłam...
Zaprowadził ją do salonu, nie świecił światła, tylko pomógł jej siąść na kanapie, sam usiadł na fotelu który podsunął, aby być zaraz na wprost niej.
- Upadłaś...? Ty? Lidia Tarkowska, wielka pani detektyw? Przecież parę razy pracowaliśmy razem, zawsze byłaś zbyt zdolna, zbyt inteligentna żeby upaść. Co się więc stało?
- Dragi - odpowiedziała cicho - to długa historia Adamie, o wiele za długa żeby ją tu...
- A co mamy do roboty? - przerwał - rozsiądź się wygodnie i opowiadaj...
- Ja... - zaczęła ale zawahała się - ja nie wiem czy chcesz tego wysłuchać... to straszna historia...
- Gdybym nie chciał słuchać nawet bym Cię nie wpuszczał... - wyciągnął papierosa z lekko zgniecionej paczki po czym spojrzał na nią - palisz?
- Od dwóch miesięcy... - wzięła od niego papierosa, a gdy ogień z jego zapalniczki rozświetlił jej twarz, zauważył, że jej cera jest niesamowicie zniszczona, oczy zapadnięte i podkrążone, nie zwrócił na to wcześniej uwagi - teraz ten widok go dobił. Po odpaleniu również sobie, spojrzał na żar z jej papierosa i utkwił w nim spojrzenie.
- Więc? - spytał.
- No dobrze... jeśli mi coś obiecasz - odpowiedziała drżącym głosem i wypuszczając dym z ust.
- Co takiego? - zdziwił się mocno.
- Nie mam pieniędzy... zapłać mi za tą historię
- Na dragi? - zaciągnął się papierosem - chyba żartujesz...
Spojrzał na jej twarz rozświetloną żarem papierosa i upewnił się że mówi to w pełni poważnie.
- Dobrze - odrzekł - ile?
- Trzysta trzydzieści dwa dolary...
- Czemu akurat tyle?
- To magiczna liczba... usłyszysz wszystko w tej historii którą opowie Ci najbardziej upadła ćpunka jaką kiedykolwiek poznałeś...
Rozsiadł się w fotelu i wyciągnął portfel.
- Dobrze... - odrzekł i rzucił na stół trzysta trzydzieści dwa dolary - opowiadaj...

CDN
Suboshi
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 2525 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z miłości rodziców ^^

PostWysłany: Pią 22:08, 31 Sie 2007 Powrót do góry

mnie zatkalo i nie wiem co napisac zbytnio, poza tym, ze mi sie podoba i ze sie tu poryczalam przed kompem bo wiem o co chodzi w tym opowiadaniu :(
a tak poza tym, to ciesze sie, ze wrociles na forum :*
<przyyyytuuuuuul>


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pią 22:16, 31 Sie 2007 Powrót do góry

Cóż rozumowanie Pani Admin okazało się niesamowicie celne. Brawo. Oczywiście Pani Admin nie zna ciągu dalszego, jednak metaforycznie odczytała postacie co mnie po prostu zatkało - gdyż okazało się cholernie celne - celniejsze niż zamierzałem nawet. BRAWO. Ciąg dalszy 'when it's done'. Czyli pewnie jutro albo jeszcze dziś.
Gość






PostWysłany: Pią 22:34, 31 Sie 2007 Powrót do góry

Tajemnica

Zwątpienie

Historia warta 332 dolary...

Cóż mogę na ten temat jeszcze powiedzieć.. troche konstruktywnej krytyki: dużo powtórzeń typu "jego", "jej" - to czasami nie jest potrzebne, ponadto troche pokrętne niektóre opisy.
A teraz te dobre strony.. Historia zaczyna naprawde wciągać, jest jak maszynka do mięsa, włożysz palec, a przemieli Cię całego. Jest to dopiero wstęp, lecz określę go mianem zapowiedzi czegoś niezwykłego i jedynego z swoim rodzaju. Naprawdę zastanawia mnie bracie, co będize dalej.. No pisz, pisz i koniecznie uprzedź mnie jak zamieścisz kolejny fragment.
Gość






PostWysłany: Pią 22:37, 31 Sie 2007 Powrót do góry

Dzięki, opisy miały być z założenia pokrętne aby się zastanowić dokładnie nad tym co się czyta, są trudne, ale takie miały być z założenia. Dzięks za krytykę Happy
Suboshi
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 2525 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z miłości rodziców ^^

PostWysłany: Pią 23:12, 31 Sie 2007 Powrót do góry

no nie znam ciagu dalszego, ale nie moge sie go doczekac juz.
<przytul>


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pon 21:58, 03 Wrz 2007 Powrót do góry

Opowiadanie powstaje, żeby nie było, nie olałem nic. Po prostu poczekajcie jeszcze troszkę
Suboshi
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 2525 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z miłości rodziców ^^

PostWysłany: Wto 21:04, 04 Wrz 2007 Powrót do góry

ja czekam. Z obawa, ale czekam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Śro 23:23, 12 Wrz 2007 Powrót do góry

"Po drugiej stronie lustra"
chapter1(II)

Otworzyła sklejone ropą i popuchnięte oczy i rozejrzała się po swoim pokoju. Zapadał zmierzch, pomarańczowe światło słońca wpadało do małego i zaśmieconego pokoju w którym unosił się zapach staroci i brudu. Była ubrana w stary fioletowy i zniszczony sweter, podziurawione jeansy i adidasy o jeden numer za duże. Rozejrzała się po pokoju w którym znajdowało się jedynie stare łóżko ze sprężyną wystającą z materaca oraz zardzewiała lodówka. Zaświeciła wiszącą na kablu żarówkę. Jej organizm dopraszał się kolejnej działki, drżały jej ręce i głowa, było jej słabo a do tego zbierało się jej na wymioty. - Dzisiaj muszę w końcu odwiedzić Adama, nie wiem czy w ogóle zechce mnie widzieć - ta myśl uderzała w nią cały czas. Czy Adam ją przyjmie? - Pamięta mnie jak byłam detektywem... ba nie byle jakim... ech... jestem gównem, niczym więcej tylko gównem które powinno się rozdeptać... - po policzku popłynęła jej łza, przeszukała kieszenie w poszukiwaniu papierosa, jednak na próżno. Otworzyła zardzewiałą lodówkę ale zaraz uderzył w nią nieprzyjemny zapach, zamknęła ją i wyszła z pokoju, na brudny zaniedbany korytarz, z innych pokoi dobiegały odgłosy orgii, krzyków małych dzieci i liczne przekleństwa. Zamknęła za sobą drewniane drzwi które dziecko mogłoby wyważyć i udała się przed kamienicę. Latarnie oświetlały ulicę a niebo miało już ciemnogranatowy kolor. Rozejrzała się wokół. Stare brudne kamienice oraz wysokie stare drzewa ciągnęły się jeszcze daleko za nią. Przed nią zaś widać było dużo większe budynki, coraz wspanialsze aż w oddali - wieżowce Chicago. Ruszyła przed siebie. Ulice biedniejszej dzielnicy, tej w której mieszkała były zaniedbane, pełne śmieci i śmierdzących, brudnych ludzi spacerujących w tą i z powrotem. Brzydziła się ich. Brzydziła się tego miejsca, tej ulicy, tych drzew, tych kamienic. Przede wszystkim brzydziła się siebie. Ona - Lidia Tarkowska - kiedyś była kimś, była polskim detektywem nr1, zarabiała duże pieniądze, miała dom w jeszcze bogatszej dzielnicy niż ta do której zmierza. A teraz mieszkała w obskurnym małym pokoiku. Żebrała na ulicy parę razy. Jej wszystkie oszczędności wypłynęły przez strzykawkę razem z narkotykami prosto do jej żył. A właśnie jej się zupełnie wyczerpały. Nie miała ani na dragi ani na jedzenie, ostatni obiad jadła dwa dni temu, a jej żołądek bez ustanku jej o tym przypominał tak samo jak o 'przybiciu' kolejnej działki. Szła chwiejąc się na boki, było jej zimno a łzy same napływały do oczu. Gdy tylko opuściła gorszą dzielnicę Chicago, szła dalej patrząc w ziemię ze wstydem. Ludzie na nią patrzyli, czuła to - na jej krótkie brudne włosy, na zaniedbane ubrania, na posturę anorektyczki - było jej z tym źle, dlatego wolała patrzeć w chodnik. Przyspieszyła kroku. W końcu przystanęła ze zmęczenia i bólu głowy który pojawił się całkiem nagle, zapewne spowodowany klaksonami samochodów jeżdżących tłumnie po ulicy oświetlonej przez neony reklamujące pasty do zębów i inne współczesne wynalazki ludzkości. Rozejrzała się. Znajdowała się na oświetlonym i zadbanym placu, między czterema dużymi budynkami. W jednym mieszkał Adam. Weszła do środka i widząc windę uśmiechnęła się w duchu. - Pójdę schodami, nienawidzę tych sprzętów, zacinają się w najbardziej niespodziewanym momencie. Korytarz budynku był brzydki i pokryty obdrapaną odpadającą zieloną farbą. Udała się na schody i powoli szła nimi do góry. Każdy następny stopień w jej stanie był niczym góra - wielka skalista góra, wymagająca olbrzymiego wysiłku by się na nią wspiąć. Trzymała się kurczowo brudnej poręczy a ręce jej drżały z wysiłku i głodu. - Może spadnę i się zabiję? - pomyślała a ta myśl sprawiła że na jej wychudzonej i zniszczonej twarzy pojawił się lekki uśmiech - samobójstwa nie popełnię ale nie obrażę się jak spadnę i się zabiję...
Schodząc dalej schodami w duchu modliła się - Boże daj mi spaść, niech mi się ześlizgną rękę niech mi pęknie ten pierdolony kark - powoli ta myśl sprawiała jej coraz więcej bólu a i radości zarazem. Bolały ją wnętrzności, drżała cała a w głowie wciąż myślała również o wstydzie. - Jak ja mu się pokaże w tym stanie... zawsze elegancka... piękna... kurwa wyglądam jak trup. Tak bardzo się wstydzę... Boże daj mi odwagi jeśli nie chcesz mi tego oszczędzić i zabić mnie na tych cholernych schodach.
Kiedy wreszcie weszła na trzecie piętro zaczęła szukać nazwiska na drzwiach, ręce drżały jej coraz bardziej a serce tłukło jak szalone. W końcu podeszła do jednych drzwi które nie miały żadnej tabliczki, pozostałe już zbadała. Stała koło żarówki zwisającej na kablu, spojrzała na nią. - Prawie jak w domu - pomyślała a łzy stanęły jej w oczach. Wahała się trzy minuty. Jej myśli walczyły ze sobą, sprzeczały się. Przede wszystkim palił ją wstyd. Zapukała. Adam otworzył drzwi. W jego domu było ciemno, papieros którego trzymał w dłoni wypadł mu na podłogę zostawiając za sobą smugę żaru która po sekundzie znikła. Wpatrywał się w nią jak w jakiegoś denata, jak w potwora. I ten wstyd. Palący, przeszywający, każący jej zapaść się pod ziemię wstyd. Kiedy tak stali i wpatrywali się w siebie, po jej policzku spłynęła łza. Jedna, jedyna łza. Nadepnął na papierosa gasząc go i odsunął się w bok dając jej znak żeby weszła. Gdy tylko przekroczyła próg i spojrzeli sobie w oczy, on zamknął drzwi wejściowe pogrążając ich w mroku swojego mieszkania. Nie chciał by wpatrywała się w jego zszokowaną twarz. Spytał cicho:
- Co... co się stało?
- Upadłam - odpowiedziała mu drżącym głosem - i tym razem się nie podniosłam.
Weszli do salonu, kiedy zaświecił światło rozejrzała się po nim. Zazdrościła mu. Mimo że jego mieszkanie nie było bogate i że remontu nie miało dawno co widać było od razu. Chciałaby mieć takie. Marzyła o tym. Adam pomógł jej siąść na kanapie, sam usiadł na fotelu który podsunął, aby być zaraz na wprost niej.
- Upadłaś...? Ty? Lidia Tarkowska, wielka pani detektyw? Przecież parę razy pracowaliśmy razem, zawsze byłaś zbyt zdolna, zbyt inteligentna żeby upaść. Co się więc stało?
- Dragi - odpowiedziała cicho czując jak wzmaga się w niej gniew spowodowany zachwalaniem jej przez Adama - to długa historia Adamie, o wiele za długa żeby ją tu...
- A co mamy do roboty? - przerwał - rozsiądź się wygodnie i opowiadaj...
- Ja... - zaczęła ale zawahała się, coś jej mówiło żeby tej historii nie mówić, w końcu poddała się, gdy spojrzała mu w oczy - ja nie wiem czy chcesz tego wysłuchać... to straszna historia...
- Gdybym nie chciał słuchać nawet bym Cię nie wpuszczał... - wyciągnął papierosa z lekko zgniecionej paczki po czym spojrzał na nią - palisz?
- Od dwóch miesięcy... - wzięła od niego papierosa, a gdy ogień z jego zapalniczki rozświetlił jej twarz i poczuła jak wypełnia jej płuca gęsty, ciepły dym, wpłynęła w nią odwaga, nowe siły spowodowane zaspokojeniem jednego z nałogów.
- Więc? - spytał.
- No dobrze... jeśli mi coś obiecasz - odpowiedziała drżącym głosem i wypuszczając dym z ust. Bała się w głębi duszy ze jej odmówi.
- Co takiego? - zdziwił się mocno.
- Nie mam pieniędzy... zapłać mi za tą historię.
- Na dragi? - zaciągnął się papierosem - chyba żartujesz...
Spojrzała na niego poważnie i lekko się denerwując. Brał ją za totalną ćpunkę, za dziwkę. A ona sama? Sama się za taką uważała. Ta myśl ją dobiła całkiem, ale starała się mu tego nie okazać. Ale coś zauważył, jego bystre oczy musiały coś wychwycić.
- Dobrze - odrzekł - ile?
- Trzysta trzydzieści dwa dolary...
- Czemu akurat tyle?
- To magiczna liczba... usłyszysz wszystko w tej historii którą opowie Ci najbardziej upadła ćpunka jaką kiedykolwiek poznałeś...
Rozsiadł się w fotelu i wyciągnął portfel.
- Dobrze... - odrzekł i rzucił na stół trzysta trzydzieści dwa dolary - opowiadaj...

CDN
Suboshi
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 2525 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z miłości rodziców ^^

PostWysłany: Śro 23:38, 12 Wrz 2007 Powrót do góry

podobnie jak tamto opowiadanie tak i to wbilo mnie w siedzenie. Pokazanie to ze strony Lidii ma podobne znaczenie jak i ze strony Adama. Ukazuje coś co jest ludzkim bólem, cierpieniem, chwilami strachem...wiecej sie nie rozdrabniam bo nie cche by niewtajemniczeni widzieli. Kto wie o co chodzi, ten sie domyśli co mam na myśli.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Sob 17:14, 22 Wrz 2007 Powrót do góry

Obie części dość ciekawe, jednak druga już nudniejsza, ponieważ z samej istoty oczywista i zbędnie powtórzona. Jednak póki jest to pokazane w częściach [tzn że piszesz po poście ra zna jakiś czas] nie jest źle. Jednak jeśli planujesz całość, myślę, że trezbaby pewne rzeczy okroić. Jednak to Twoje opowiadanie i Twój pomysł i zro0bisz to tak , jak widzisz to Ty. Ogółem - dość ciekawe, jednak nie porwało mnie, ani nie 'wbiło w siedzenie' . Drugi fragment w pewnym momencie nawet dość męczący.
Wbrew opiniom niektórych nei uważąm opisów za pokrętne czy zawiłe.. w sumie w większości publikacji się spotyka podobne.
Gratuluję ogółem.
Gość






PostWysłany: Pon 22:36, 24 Wrz 2007 Powrót do góry

"Lucky Strike & Blood"
Chapter2

Był to wyjątkowo brzydki poranek w Chicago, siedziałam we własnym samochodzie i obserwowałam dom rodziny Celinskych, zlecenie dostałam rozumiesz, duża ładna rezydencja na obrzeżach miasta, na lewo od niej druga taka chata, na prawo trzecia i tak ze dwa rzędy po pięć sześć budynków, rozumiesz. Ta pod którą stałam moim garbusem czarnym była niesamowita. Żółte ściany, czyste i zadbane, jedno piętro, dach przepiękny... to było naprawdę coś. Stałam pod tym domem, zimno mi było, spojrzałam czy nie mam jakiegoś koca w samochodzie i zobaczyłam przez tylną szybę że ktoś mnie obserwuje. Do końca życia gnoja nie zapomnę... wiek około 40 lat, krótka czarna broda, wąs, ubrany w czarny płaszcz sięgający do kolan, w ustach miał papierosa i stał oparty o ogrodzenie domu po przeciwnej stronie. Sprawiał wrażenie spokojnego i naturalnego ale jestem tym detektywem... byłam nim już parę lat, więc takich od razu rozpoznaję. Patrzał na mnie przenikliwymi czarnymi oczami, w których odbijały się miliony myśli. Zaniepokoił mnie ale pracę kontynuować musiałam. Obserwowałam dom dwie godziny, nikt z domowników nawet się w oknie nie pojawił a ten facet wciąż mnie obserwował. I to jeszcze jak bezczelnie! Nawet nie drgnął. Około 11 pojechałam zrobić sobie przerwę i zjeść coś w restauracji Mealera, pamiętasz ta malutka restauracja z trzema stolikami na krzyż, co ją prowadzi ten sympatyczny Mealer właśnie, ten z wąsem. Siadłam w środku, czysto tam jest zawsze, ale ludzi nie było w ogóle, lokal pomieści około 20 osób maksymalnie, byłam tam sama. Podszedł do mnie właściciel, zamówiłam to co zawsze - małą kawę ze śmietanką i cukrem oraz bułkę z szynką. Kiedy czekałam na jedzenie ten typ który mnie wcześniej obserwował wszedł do restauracji i usiadł przy stoliku obok mnie, po czym jakby nigdy nic zamówił czarną kawę. Obserwowałam go uważnie, był doskonałym aktorem, w ogóle nie wyglądał na zainteresowanego mną. Siedzieliśmy tak około 20 minut, on popijał kawę, ja jadłam, w końcu się odezwał.
- Nie zabija się prawdziwego smaku kawy. Prawdziwa kawa musi być czarna, bez dodatków, cukier i śmietanka lub mleko tuszują jej smak.
Byłam w lekkim szoku że w końcu się odezwał i to w taki sposób, zaniemówiłam przez chwilę ale potem spytałam.
- Czemu mnie pan obserwuje? Znamy się?
- Nie nawiązuję krótkoterminowych znajomości - odpowiedział ponuro.
- Czy to groźba? - zaniepokoiłam się - Kim pan w ogóle jest?
- Ja? - mężczyzna wyciągnął papierosy, dobrze pamiętam tą cholerną paczkę Lucky Strike'ów, po czym powiedział - Jestem tylko jednym z miliardów anonimowych ludzi, nikim więcej, nikim mniej.
Gość był tajemniczy i bardzo pewny siebie, wybitnie mi się to nie podobało.
- Wie pani... pani detektyw... ja radzę uważać na siebie w tych trudnych czasach, zwłaszcza jeśli się interesuje nie swoimi sprawami.
Tymi słowami mnie wystraszył. Rozumiesz Adamie? Mnie, Lidię Tarkowską wystraszył jakiś pierwszy lepszy... zbir. Dopiłam kawę i szybko wyszłam z restauracji. On został w środku...
Udałam się więc do samochodu mojego i ruszyłam pod tamten przeklęty dom, jednak cały czas miałam w głowie tego dziwnego faceta, gość groził mi, wiedział kim jestem, a przy tym był bezczelny i pewny siebie. Pod domem stałam do 19:00, ciemno już na ulicy było, i chłodno, latarnie tylko oświetlały teren, zresztą słabo, faceta nigdzie nie było, domownicy z domu jak nie wychodzili tak nie wychodzili, światła się tylko zapaliły a w oknach nawet nikogo widać nie było. Śmierdziała mi ta sprawa... Wiesz miałam się przyjrzeć synalkowi właścicieli czy nie ćpa, pojechać za nim tu i tam, przyłapać go i tyle, kasa do ręki, robota łatwa i przyjemna, a tymczasem nikt do domu nie przychodził, nikt nie wychodził, światła świecili ale w oknach się nie pokazywali... to było przynajmniej dziwne. W każdym razie o 19:02 pojechałam w kierunku centrum, niestety parking jest około 100 metrów od mojego... poprzedniego... normalnego mieszkania. Potem musiałam przejść przez ciemny zaułek między dwoma dużymi kamienicami, nienawidziłam tego miejsca a teraz nienawidzę go jeszcze bardziej. Odcinek ma około 20 metrów długości, szerokość drogi... cztery metry. Na samym środku znajduje się jedna beznadziejna latarnia nieudolnie próbująca objąć światłem cały zaułek, a obejmuje prawie nic. Szłam w jej stronę szybkim krokiem, pomarańczowe, słabe ale dające w tym mrocznym miejscu otuchę światło było coraz wyraźniejsze. Głupia byłam... Boże jaka ja byłam głupia. Tak wpatrzyłam się w światło że nie zauważyłam tego mężczyzny, usłyszałam za sobą jak mówił:
- Może mała czarną, pani detektyw...?
Usłyszałam świst i poczułam jak mój kark prawie pęka od silnego ciosu. A potem jego głos rozmył się a ja poczułam ciepło rozchodzące się od karku po całym ciele. To trwało moment, zniknęła latarnia... zniknął on... zniknęłam ja...

CDN


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 23:10, 24 Wrz 2007, w całości zmieniany 2 razy
Suboshi
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 2525 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z miłości rodziców ^^

PostWysłany: Pon 22:42, 24 Wrz 2007 Powrót do góry

No to mnie jeszcze bardziej Skarbie zaintrygowałeś...czekam na dalszy ciąg. Happy Super się zapowiada.

może i ja coś napiszę? coś mam wene ostatnio wzmorzona.

EDIT: widze, że edytowales post. No musze przyznać, że coraz bardziej mnie intryguje ta historia , nie mogę się doczekać jej dalszego ciągu. W pewnym miejscu nawet mnie ciarki przeszły. Happy Ja chce dalszy ciąg!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Wto 22:00, 25 Wrz 2007 Powrót do góry

Chapter 2(II)
Adam słuchał Lidii bardzo uważnie, wychwytywał każde drgnięcie jej głosu, każdą nerwową reakcję jej ciała, którą powodowały wspomnienia. Nie przerywał jej aż do teraz.
- Masz szczęście że ten cios Cię nie zabił.
- Szczęście? - Lidia zadrżała - to był pech.
- Więc poczekaj chwilę. - Adam wyszedł z pokoju i udał się do kuchni. Mrok który panował i w tym pomieszczeniu w moment został zakłócony i częściowo rozproszony przez światło padające z otwartej przez niego lodówki. Wyciągnął z niej jakieś wędliny i zabrał się za szykowanie kolacji. Gdy wszystko przygotował wrócił do ciemnego pokoju, gdzie zostawił gościa. Zdziwiło go to że Lidia przez ten cały czas ani drgnęła, siedziała na fotelu w dokładnie tej samej pozycji, w jakiej siedziała gdy wychodził do kuchni. Położył jedzenie na stole i powiedział:
- Częstuj się bo na pewno głodna jesteś, a ja już nie mogę się doczekać ciągu dalszego tej historii.
- To kontynuuję - Lidia wzięła kanapkę do ręki i zaczęła powoli jeść. - tylko uważaj bo teraz będzie... najgorsze...

CDN
Suboshi
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)



Dołączył: 07 Gru 2005
Posty: 2525 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z miłości rodziców ^^

PostWysłany: Wto 22:03, 25 Wrz 2007 Powrót do góry

no dobra, zaczełam się bać. Czemu towarzyszy jednak nutka podniecenia i zniecierpliwienia. Happy Czekam na dalszy ciąg!! ^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)