Forum Po prostu moje Forum Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 "Królestwo Myśli - Rozdział drugi - Metamorfoza" Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Nie 17:09, 16 Wrz 2007 Powrót do góry

"Metamorfoza"

-Tak, teraz możecie zostać przyjęci - ogłosił trójce mrocznych elfów herold - ale teraz i tylko teraz.
Do Ghyssdara, Ghyssshara i Ulgtharinna podszedł Carrgothianin w bogato zdobionym płaszczu i dał znak, by podążyli za nim. Nie mieli wyjścia.
Schodzili w głąb ziemi spiralnymi schodami, aż dotarli do ogromnej, wyłożonej hebanowymi panelami sali. Przewodnik wskazał im ozdobiony złotymi runami portal, nad którego futryną widniały srebrne płaskorzeźby pająków, bazyliszków i harpii.
Weszli do środka.
Znaleźli się w małej, owalnej wnęce w podłodze, ponad nimi wznosiło się podwyższenie, za którym zasiadała Rada. Naraz wszyscy trzej przyklękli na prawe kolano i pochylili głowy, równocześnie dotykając prawą dłonią serca. Ghyssdar był ubrany jak zwykle, w proste ubranie i zwykły, szary płaszcz, bał się, jak pozostali, że srebrny płaszcz mógłby nie wzbudzić w Radzie zbytniej sympatii.
Rada składała się z czterech Mrocznych Elfów i trzech Elfek wysokich rodów, zasiadali w niej również dwaj Essgathorowie, głowy najpotężniejszych klanów. Wszyscy oni odziani byli w srebrne lub fioletowe szaty z pajęczego jedwabiu, przyozdabiane gdzieniegdzie złotem i hebanową czernią kamieni.
- Stajecie przed nami by przedstawić ucznia i sprawdzić, czy jest godny. Powstań Darze Mroku, niech ci się przyjrzymy.
Ghyssdar stanął, ale nie umiał skupić na niczym wzroku. Spuścił głowę. Tymczasem członkowie Rady przyglądali mu się dokładnie, jeden z nich dostrzegł powbijane w twarz chłopca kryształki, uśmiechnął się do innych i wskazał podbródkiem twarz Ghyssdara. Od razu zauważyli. - Zostałeś przyjęty. Ghysssharze, Ulghtarinnie, czas byście rozpoczęli poszukiwania nowych uczniów, od teraz chłopiec jest pod naszą opieką.
Dwaj Cargothianie skłonili się i odeszli, Ghyssdar został sam na sam z Radą.
- Widzę, że masz w sobie diamenty - zaczął jeden z elfów - dzielą się one swą mocą z ich panem, którym teraz jesteś ty. Czeka cię dużo nauki chłopcze, ciężkiej, ale owocnej nauki.
- Wiadomo nam, że uczył cię Mermaks - wtrącił krasnolud z lewej - takie nauki nie są zabronione, wręcz wskazane, zaoszczędzi ci to czasu na zgłębianie innych sztuk.
- Najpierw jednak - kontynuowała Mroczna Elfka o białych włosach i czarnych jak węgle oczach - zostaniesz poddany serii przemian - rytuałów, które uczynią cię Godnym.
Ghyssdar nie chciał nic mówić, o nic pytać, zastanawiał się jednak, co to za rytuały i kim jest Godny, czy to ktoś taki jak oni?
- Tak Darze Mroku, my staliśmy się Godnymi, ale to było całe eony temu, a to nie jest miejsce ani czas, by o tym opowiadać. Po przemianie będziesz szkolony w dziewięciu dyscyplinach. Trening bestii, Rytuały, Magia i księgi, Sztuki walki, Runy i Artefakty, Stworzenia i potwory, Zielarstwo, Medytacja i astral oraz Bogowie i wiara. Sztuki walki poznałeś już w większej części.
- Wystarczy, a teraz „ene alot birhan”. - Ghyssdar stracił przytomność, ale nie upadł, został podtrzymany przez dwóch Cargothian w szarych rytualnych szatach obszywanych złotymi runami, kamienie powbijane w jego ciało jarzyły się jasnym światłem. Jeden z kapłanów rzucił zaklęcie i pod podwyższeniem otworzył się portal prowadzący w dół, do serca Ziemi, po czym obaj wnieśli go przez przejście i położyli na kamiennej ławie.
Komnata była jak gdyby wydrążona w skale, nie było w niej mebli (oprócz owej ławy),w przestrzeni unosiły się rytualne przedmioty, takie jak szaty, sztylety, świece, czy księga. Rada ubrała wyszywane fioletowymi i srebrnymi nićmi tuniki. W powietrzu lśniły rozmaite glify oraz runy, kapłani skwapliwie powtarzali sigile w rytm jakiejś dziwnej, niesłyszalnej dla uszu melodii. Sztylety Dziewięciorga najwyższych zapłonęły błękitnym, zimnym płomieniem i zbliżyły się do ciała Ghyssdara. Światło zgasło, chłopiec nie myślał już o niczym, o niczym nie wiedział, nie obchodziło go, co z nim będzie. Był zawieszony, jakby na nieboskłonie, wśród gwiazd i nie mógł się nadziwić ich pięknu. Nie interesowało go, skąd to wszystko się wzięło, po prostu pragnął na to patrzeć przez wieczność.

*

Gdy Ghyssdar otworzył oczy, poczuł, że jest skrępowany, a słońce go oślepia.
Kiedy jego wzrok przyzwyczaił się już, zauważył, że został podwieszony na zawiązanych za plecami rękach tuż nad głębokim kamienistym wąwozem.
- To by musiało boleć - pomyslał. Rozejrzał się wokół. W poblizu nie było nikogo, ani niczego, widział jedynie gołe, ostre skały, słońce i, gdy uniósł głowę, uschłe drzewo, które utrzymywało jego skrępowane ciało. Nie krzyczał, poeniważ w jego ustach nie było ani kropli wody, tylko kurz i pył. W ogóle nie bolały go ręce, podejrzewał, że już je stracił. Ale dlaczego się tu znajdował? - w jego głowie pojawiało sie pytanie za pytaniem - Czy okazał się niegodny? Dlaczego mu to zrobili? Czy to jest jakaś forma testu? Co ma teraz zrobić? Uwolnic się? A może chodzi o cierpliwość?
Mijały sekundy, minuty i godziny, w mniemaniu Ghyssdara była to wieczność. Krwistoczerwone słońce widać nie miało zamiaru pożegnać się z chłopcem ani na chwilę i nie wyglądało na to, by miało ustąpić z nieboskłonu. Czas dłużył się niemiłosiernie, jak gdyby każda sekunda trwała całe lata. Ciało chłopca więdło i traciło wodę. Z nosa, oczu, uszu i ust sączyła się gęsta jak smoła krew.
Ghyssdar zaczał się modlić do wszystkich znanych mu bogów, ale najwięcej uwagi i sił poświęcił Carrogathowi. Czuł, że nie ma już dla niego ratunku, że zginie tutaj, zawieszony jak suszące się płaty miesa, na uschłej gałęzi. Przez chwilę zdawało mu się, że coś przesłoniło słońce, ale kiedy spojrzał w tym kierunku, złoty palący krażek nie zmienił swego położenia. Modlił się dalej. Usłyszał skrzeczenie, lecz nie mógł odwrócić głowy, miał tylko nadzieję, że nie były to sępy, czy kruki, bo ptaszyska te potrafią konającego człowieka, smażącego się w skwarze pustyni okrutnie okaleczyć, lub nawet żywcem obedrzeć z mięśni pozostawiając jeno lśniace bielą na wydmach, wygładzone podmuchami wiatru i piaskiem kości nieszcześnika, niejednokrotnie bywało, że ofiara ptaków pustyni, choć pozbawiona większości ciała, wciaż jeszcze żyła, a latający przesladowcy podażali za nią, jakby powolne męczarnie sprawiały im przyjemność. Ghyssdar modlił sie wciąż i wciąż, miał głęboką nadzieję na to, że coś go uratuje, że stanie się cud.
Istotnie, stał się cud, ponieważ niebo spowiła ciemność, a skwar ustąpił.
"Czy to już śmierć?" - zastanowił się, lecz nie czuł żadnej wyraźnej różnicy, prawie nic się nie zmieniło. Nagle ręce Ghyssdara zostały oswobodzone i opadły bezwładnie przed ciało chłopca, które zamiast upaść w pustkę, opadało powoli niczym puch dmuchawca, nie w przepaść, lecz zostało ułożone, jak dziecko przez troskliwą matkę, na sklanej półce.
Pomimo mroku Ghyssdar widział jakieś światło, opalizujące w powietrzu kształty. "A może to tylko refleksy świetlne?" Chłopiec sam nie wiedział, co widzi, nie wiedział nawet, czy cokolwiek widzi, dla niego mogłoby być to równie dobrze słońce za przymkniętymi powiekami, lub nawet kruk przyczepiony do jego piersi i dziobiący twarz. Było to dla niego tak odległe i niewazne.. nie obchodziło go zupełniei nic.

*

Ghyssdar widział swoje zmaltretowane ciało lezące na ziemi, pod jego stopami. Wydawało mu się to nierealne, by mógl oglądać siebie nei patrząc w lustro.. Chyba, że.. Chyba, że był martwy... Zewsząt otaczała go nieprzenikniona zimna czerń.
- Żyjesz - usłszał silny męski głos, który z pewnościa nie należał do ludzkiej istoty, był zbyt dziwny. - Uspokój sie i usiądź. Nic ci nie będzie, dzięki mnie wrócisz do zdrowia i pełni sił jeszcze dziś, jeszcze przed północą.
- Ale.. ale kim ty jesteś?
- Kimś, kto ci pomoże. Przyjacielem, który Cię ochroni, kiedy zajdzie taka potrzeba.
- Dzięki ci, ale nadal nie wiem, kim jesteś.
- Nie pytaj, tylko wierz we mnie, a ja bede przy tobie.
- Dzięki ci, ale nawet nie znam twego imienia. Dlaczego mi to zrobili? Miałem się przeciez stac jednym z nich!
- Widzisz, taki to już ród, który zostawia dzieci swoje, by nauczyło się działac samo, by znalazło cel swego życia i drogę do niego prowadzącą. Nie powiem, że zły to sposób, lecz okrutny. Wiele spośród tych dzieci umiera, jeśli się nie znajdzie ktoś, kto zaoferuje im swego ramienia, ale jeśli to uczyni, to sam straci swą wolność, bo zwiążą się w jedno.
- Więc i ty jesteś uwięziony? Czy moja osoba cie niewoli?
- Nie ty, lecz moja sympatia do ciebie, ratując ci zycie przysiągłem, że będe cię ochraniał. O nic więcej już nie pytaj, będziesz zdrów, a teraz śpij.
Ghyssdar otworzył oczy i widział niebo z zawieszonymi na nim, wschodzacymi dopiero gwiazdami. Nie czuł bólu, tylko odretwienie. Jego mięśnie i skóra były miejscu, wszystkie tkanki były nieruszone, czuł jedynie niesamowitą senność, wiedział, że powinien spać, odpoczywać.. Jego ciało ogarnęła przyjemna mgiełka o różanej woni. Zasnął.

*

Ghyssdar zbudził się w okrągłej, przestronnej komnacie, podzielonej na cztery równe części pomalowane w różnych kolorach. Na środku komnaty stał cokół.. Chłopiec nie dostrzegał żadnego wyjścia poza otworem w powale. Podniósł się i rozejrzał dokładnie, w każdej z czterech cześci znajdował się ołtarz poświęcony jednemu z żywiołów.
Mroczny Elf do tej pory leżał daleko od środka sali, tuż pod samym ołtarzem ognia. Po przeciwnej stronie cokołu znajdował się ołtarz wody, a po bokach ołtarze ziemi i powietrza.
Ghyssdar przyjrzał się uważniej ścianom. Nie były one pomalowane na jednolity kolor, jak z poczatku sądził, lecz zdobiły je skomplikowane wzory i malowidła, które po dłóższym wpatrywaniu przedstawiały postacie fascynujących istot związanych z danym żywiołem, co niektóre z nich zostały uchwycone w trakcie wędrówki pomiędzy sferami żywiołów, a do takich należały przykładowo feniksy, na pograniczu sfery ognia i powietrza, czy żywiołaki magmy pomiędzy ziemią a ogniem.
Teraz, gdy inicjat poświęcił więcej uwagi obrazom, zauważył, jak lśnią i opalizują. W pewnym momencie feniks zamaqchał skrzydłami i wzbił się w powietrze a żywiołak magmy wyrósł obok niego z podłogi. Wszystkie mityczne i niemityczne stworzenia oderwały się od ścian i zaczeły krążyć po sali.
Chłopiec stał oniemiały obserwując duchy. Zewsząd otaczały go płomienie, które nie parzyły, jednak nie wątpił, że są prawdziwe. Po paru minutach wszystko zaczeło przygasać, prawie wszytsko. Ghyssdar wpatrywał się w ostatni osamotniony płomień, który zbliżał się ku niemu. w pewnym momencie ogień przyjął postac człowieka, jednak sięgającego chłopcu jedynie do kolan, po czym uniósł się na wysokość jego głowy, skrzyżował nogi w pozycji siedzącej, a ręce założył na piersiach.
Inicjat nie wiedział, co robić, wciąż stał w miejscu. Widząc to sferowiec powstał i wyciagnął dłoń ku Ghyssdarowi.
- Ofiarowuje ci swą przyjaźń i ochronę, decyduj, czy własnie tego pragniesz.
Chłopak wyciągnał przed siebie rękę i uścisnął dłoń płomiennego humanoida, ten uśmiechnął się. Z powały posypały się iskry, Elf poczuł przeszywający go ból, a chwilę potem czuł już tylko przyjemne, napawające spokojem ciepło. Jeszcze raz cała sala zatańczyła w płomieniach świętując przejście inicjacji, po czym wszystko zgasło a pomieszczenie spowił mrok, jednak kamienie w ciele Ghyssdara zaczęły świecić błękitnym blaskiem oświetlając spiralne schody prowadzace w górę, do otworu w powale. Wiedział, że właśnie tam powinien teraz iść.
I poszedł.

/wybaczcie, ze musieliście tyle czekać, na tym kończa się póki co moje pomysły, liczę na Waszą pomoc/
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)