Forum Po prostu moje Forum Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Do fanatyków religijnych.... Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Phoeniks
Gość





PostWysłany: Pon 12:31, 08 Maj 2006 Powrót do góry

Wiem, że macie troche inne podejście do wiary i do świata, niż ja, ale chce, byście poznali moje zdanie:

"Blask"

Była noc
gasły gwiazdy
i wiał wiatr
Była hnoc
śnieg zasłonił cały świat
i mgła
Była noc
w wehikule bez okien
do domu wracałem
Była noc
i nastawał całkowity mrok.

Jakiś Blask
rozświetlał mą drogę
Jakiś Blask
uchronił mnie przed upadkiem
Jakiś Blask
uratował mi życie
To Bóg był tym Blaskiem.

Drogą świetlistą
kroczą istoty bez skazy
Dla nas pozostaje ta mglista
pozastawiana przez głazy
Ale i tak każdy z nas
ma swój własny Blask...
Gość






PostWysłany: Wto 22:08, 09 Maj 2006 Powrót do góry

Gdzie jest Twój Blask w chwili słabości?
Co jest Twą siłą wśród przeciwności?
Jakiej on Ci udziela mądrości?
Pcha Cię ku życiu, czy ku nicości?

Mój jest światłością, co życie daje,
Jest pocieszeniem o każdej porze.
Wybacza, i kochać mnie nie przestaje,
daje mi o co Go tylko poproszę...

On chce byś doświadczył Jego miłości,
przyjął łaskę, którą daje przed Ciebie,
zmierzał w Nim wprost do wieczności,
Pełny wiary w swe miejsce w niebie.
Phoeniks
Gość





PostWysłany: Śro 14:41, 10 Maj 2006 Powrót do góry

Fanatyzm to nie sztuka, ja widzę specyficzną różnicę.
Cuję, że od pewnego czasu ktoś za bardzo chce mnie nawrócić...
Nie udowadniaj mi, jaki to Twój Bóg jest świetny, to jest typowe nejeżdżanie na moją osobę i to, czym się zajmuję. Nie chce nikomu dawać ostrzeżeń, ale czuję się osaczony, szczególnie po dzisiejszym kazaniu (nad)Gorliwego.
Nie porzuce ani magii, ani swojej poezji, bo i jedno i drugie czerpię z serca, z duszy. Nie zamierzam dać sie nawrócić, ani nawet nie przyjmuje wiadomości, że przez magię zgubię swą duszę.
Gorliwy spytał mnie dziś, do czego dążę, tu nie chodzi o to, co jest celem głównym w magii, bo takiego celu nie ma. Moim celem jest przede wszystkim zdobywanie wiedzy i doświadczenia, by pomóc sobie i innym. Wbrew pozorom założenia magii, z której ja korzystam są bliskie założeniom dekalogu.
1 Traktuj Ziemię i wszystko co na niej żyje z szacunkiem.
2 Pozostawaj blisko Wielkiego Ducha.
3 Obdarzaj wielkim szacunkiem inne żywe istoty.
4 Pracuj wspólnie z innymi na rzecz całej ludzkości.
5 Okazuj pomoc i wsparcie wszędzie, gdzie to tylko możliwe.
6 Czyń to, w co wierzysz, że jest słuszne.
7 Dbaj o zdrowie ciała i duszy.
8 Poświeć sześć swoich działań na rzecz większego dobra.
9 Zawsze bądź szczery i prawdomówny.
10Przyjmuj pełną odpowiedzialność za swoje czyny.

I powiedz sam, czy Wielki Duch nie jest swoistym uosobieniem Twojego Boga? Można na wszystko spoglądać z różnych punktów widzenia, nie możesz powiedzieć: "Mój Bóg jest najlepszy, a nic innego sie nie liczy i inni sie nie liczą". Zrozum to.
Gość






PostWysłany: Śro 16:30, 10 Maj 2006 Powrót do góry

Phoeniks napisał:

Nie udowadniaj mi, jaki to Twój Bóg jest świetny, to jest typowe nejeżdżanie na moją osobę i to, czym się zajmuję.


Czy będę na Ciebie najeżdżał, jeśli wypomien się w kwiestii napojów, i stwierdzę, że woda gasi pragnienie, a wódka, i że powinieneś spróbować?
Phoeniks napisał:

Nie chce nikomu dawać ostrzeżeń, ale czuję się osaczony, szczególnie po dzisiejszym kazaniu (nad)Gorliwego.


Czuję się ostrzeżony. Nie wiem czy Goliwy czuje sie podobnie, bo nie widziałem się znim jeszcze....

Phoeniks napisał:

Nie porzuce ani magii, ani swojej poezji, bo i jedno i drugie czerpię z serca, z duszy. Nie zamierzam dać sie nawrócić, ani nawet nie przyjmuje wiadomości, że przez magię zgubię swą duszę.


Wolę brać z niewyczerpanego żródła. Jeśli chcesz działać na własną rękę pamiętaj że w tej dziedzinie nie ma nic za darmo. Myślisz że czym "płacisz"? Czy Twoja energia życowa jest niwyczerpana?
Phoeniks napisał:

Moim celem jest przede wszystkim zdobywanie wiedzy i doświadczenia, by pomóc sobie i innym.


Uważasz, że cel uświęca środki??

Phoeniks napisał:

Wbrew pozorom założenia magii, z której ja korzystam są bliskie założeniom dekalogu.

Nie mam zamiaru łamać sobie palców na klawiaturze, ale zapewniam cię, że są pewne diametralne różnice.
Wkażdym razie ( piszę bo będzie to potrzebne dalej) Dekalog zawiera się w 2 przykazaniach:
1 Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił...
2 ... a swego bliźniego jak siebie samego.

ad 7) Biblia mówi, że nie jest ważna dusza, i cało, ale duch.
ad Cool Oddaj wszystkie swoje działania Bogu.
Phoeniks napisał:

I powiedz sam, czy Wielki Duch nie jest swoistym uosobieniem Twojego Boga?

Wielki Duch... kto to? Ma jakieś imię?
Mógłbyś go dokładniej sprecyzować...
Jeśli to ktoś godny zaufania, to dlaczego nie mówisz o nim ludziom?

Phoeniks napisał:

Można na wszystko spoglądać z różnych punktów widzenia, nie możesz powiedzieć: "Mój Bóg jest najlepszy, a nic innego sie nie liczy i inni sie nie liczą". Zrozum to.

Czy mając dziewczynę, i kochając ją nie powiesz, że jest najleprza, i nic innego się dla Ciebie nie liczy? Ja tak mam z Bogiem, starając się wypełniać jego dekalog w tej kwestii.
Gość






PostWysłany: Śro 16:32, 10 Maj 2006 Powrót do góry

sorki, zapomniałem się zalogować.
Prosiłbym o skasowanie powt.
Lt. Cmdr. Geordi LaForge
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)



Dołączył: 08 Gru 2005
Posty: 693 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:52, 10 Maj 2006 Powrót do góry

jakby na to nie patrzeć te zasady, a także większości innych religii są zbieżne i podobne.

jedno zdanie, które chyba większość zrozumie, może podsumować całą dyskusję: nie liczy się W CO/KOGO wierzysz, ale to JAK wierzysz.
Czy twoim bogiem jest:
Jezus
Bóg
Jahwe
Kami-shin
Ouroboros
Voodoo
czy nawet ten cały Cthulhoo z opowieści mistrza Lovecrafta,
liczy się to, JAK wyznajesz wiarę. I nie mowa tu o rytuałach przeiwdzianych w danej religii (bo jak powiedziałem dzś Gorliwemu, "Religia podcina skrzydła Wierze"), a o zawierzeniu siebie temu, w co/kogo wierzymy. Bo nieważny jest OBIEKT naszej wiary i modlitw, ale wiara i przekonanie samo w sobie. A rytuały, są tylko dodatkiem, pozwalającym zrozumieć zawiłości naszego sposobu wierzenia w otaczający nas świat i siły nim rządzące.

Energia życiowa, Ks_ powiadasz? Czy to nie dusza jest motorem życia na ziemi? Czy to nie Bóg wyznacza człowiekowi datę i godzinę jego wędrówki do Nieba? Ileż to razy słyszałem od głęboko wierzących(ale tak naprawdę, nie obłudnie) "Bóg tak chciał..." kiedy rozgoryczony rozmyślałem nad sensem życia, po odejściu kolejnej młodej, pełnej życia osoby...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Śro 20:46, 10 Maj 2006 Powrót do góry

Voodoo jako Bóg? Rolling Eyes
Magia religią Rolling Eyes

powiedzmy ze zgadzam sie z Ks_
Gość






PostWysłany: Śro 21:35, 10 Maj 2006 Powrót do góry

Phoeniks gdy na ciebie patrze to przypominam sobie kim kiedyś BYŁ "GWADY". KS pamięta jaki byłem w tym szalony to dzisiaj ci to mówiłem. STARY nawet ludzie od ciebie z klasy potwierdzają ,że masz podobne akcje co mój stary człowiek miał. NIemam zamiaru ciebie moralizowac, ale jeśli MODERATOR pozwoli to z checią wkleje tutaj ŚWIADECTWO byłej kapłanki vooodooo która teraz jest potężnym PROROKIEM PANA.

O tyle o ile polece dalje w tym klimacie. Phoeniks KS i ja znamy kosekwencje... TO nieważne czy rzuczas klątwy czy wykonujesz znaki, nieważne czy oddajesz się podróżą czy medytacją... prędzeń czy później to zacznie tobą rządzic... a potem kończy się albo samobujstwem albo psychiatrykiem. MY znamy z Ks-em gościa który jest po psychiatryku który się tym zajmował. Własnie teraz lata po dąbrowie i zbiera na błuki mówiac ,że wykona masaż reiki za pare groszy, zanim wypija winko naładowywuje je energią.Chodzi z wahadełkiem i niczego nie wykona jak wachadełko pokazało źle. TO co przepowiada to kompletna bzdura, ludzie z niego się śmieją, jest obiektem wyśmiań. Ostatnio była głośna sprawa chłopaka który spalił się żywcem, razem działali w klimatach okultystycznych. Chłopak polał się benzyną i zjarał. Pare osób z piatki znało tego chłopaka...Dalej ten gośc Jest człowikiem chorym psychicznie. BYŁ u nas na nabo ale on stwierdził ,że WOLI swoje kamyczki i branie energi z nich i cięcia astralne. Teraz mieszka w baraku, żuli coraz bardziej. Wielu wyciagało ręke, ale on ma WOLNĄ wole...On wciaż wybiera... woli kamyczki i życie w swoich fantazjach i sichozofrenicznych wizjach...
Ira
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)



Dołączył: 07 Sty 2006
Posty: 336 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sud de la Pologne

PostWysłany: Śro 22:23, 10 Maj 2006 Powrót do góry

Gorliwy to nie ejst do końca tak,że magia i rózne inne rzeczy zwiazane z okultyzmem są za darmo-trzeba za to zapłacić prędzej lub później....Dla jednych moze to być choroba psychiczna,a dla innych coś innego....

Uważam,że trzeba rozsądnie korzystac z róznych mocy,a nie bawić sie nimi,bo potem są takie skutki jakie wyżej wymieniłeś....Ja sama służe zarówno Najwyższemu jak i korzystam z Mocy-wg mnie wszystko jest jednością-w cokolwiek bysmy nie wierzyli....

Tutaj nie ma czasu na zatanawianie się...A bynajmniej ja go nie mam....


KS-ja odnośnie tej dziewczyny....to się nazywa zaślepienie jak sie nie widzi niczego innego poza nią.... :/


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Śro 22:28, 10 Maj 2006 Powrót do góry

Alucard napisał:
jakby na to nie patrzeć te zasady, a także większości innych religii są zbieżne i podobne.

No nie wiem... Więkrzość religii mówi o tym by być dobrym, by się uświęcać. Chrześcijaństwo nie polega na tym. Tutaj STAJESZ się dobry przez obcowanie z Bogiem, dobroć jest skutkiem ubocznym miłości Do Boga
Alucard napisał:

jedno zdanie, które chyba większość zrozumie, może podsumować całą dyskusję: nie liczy się W CO/KOGO wierzysz, ale to JAK wierzysz.

czyli nie ważne czy wierzę w muszlelki na plaży, drzewa, czy Boga, ale czy jestem gorliwy??
Czy zakładając, że istnieje wszechmocny Byt, Blask, Bóg nie powinniśmy założyć, że jego kult jest prawdziwy, a reszta to bujda na resorach??
A jeśli tak to czemu nie powiedzieć o tym całej reszczie ludzi, skoro sami wierzymy że on ma moc zadziałać w naszym życiu...
Alucard napisał:

I nie mowa tu o rytuałach przeiwdzianych w danej religii (bo jak powiedziałem dzś Gorliwemu, "Religia podcina skrzydła Wierze"), a o zawierzeniu siebie temu, w co/kogo wierzymy. Bo nieważny jest OBIEKT naszej wiary i modlitw, ale wiara i przekonanie samo w sobie.

czyli jeśli mam wiarę - a dla mnie wiara, to pewność tego czego się nie widziało - to choćbym zawierzył Tobie to i tak pójdę do nieba? Ktoś/coś innego niż Jezus Chrystus jest w stanie wybawić mnie z grzechu? Nie sądzę. Nawet Phoeniks się z tobą nie zgodzni, bo wie że modlitwa to słowo, a wypowiedziane słowa mają moc. Jednak ja nie polegam na swoich słowach, lecz na Boga, który obiecał dać wszystko czego chcę...

Alucard napisał:
Energia życiowa, Ks_ powiadasz? Czy to nie dusza jest motorem życia na ziemi? Czy to nie Bóg wyznacza człowiekowi datę i godzinę jego wędrówki do Nieba? Ileż to razy słyszałem od głęboko wierzących(ale tak naprawdę, nie obłudnie) "Bóg tak chciał..." kiedy rozgoryczony rozmyślałem nad sensem życia, po odejściu kolejnej młodej, pełnej życia osoby...


"Energia Zyciwa", była tu użyta w magicznym znaczeniu. Skoro Phoeniks uwarza się za maga to chcę mu pokazać pwene prawidłowości, które może skłonią go do jakiejkolwiek refleksji.

Co do śmierci.
Przychodzisz na ten świat nie po to by wszystko byo pięknie i ładnie. To życie to jedna wielka próba. Raz jest gożej raz lepiej, aż nagle stajesz przed kolejnym wyborem. Ten wybór to iść za Bogiem czy nie? I tu zaczyna się start. On wcale nie usuwa trudów. Wchodzisz na jeszcze wyższy poziom, i okazuje sie, że wcześniej był tylko lekki trening. Jednak nie wszyscy wiedzą, że dostajesz również arsenał bronii :
modlitwa, Duch Święty, i Jego dary, obietnice Boże. Tylko jak chcesz skożystać z czegoś o czym czasem nawet nie masz pojęcia, że itnieje?
masz jeszcze więcej - z góry ustalony winik walki, jeśli oprzesz swe działania na Bogu - On daje Ci moc, byś deptał po nieprzyjacielskiej potędzie. Niektóre z tych prób są faktycznie trudne - chociażby śmierć bliskiej osoby.
Ale czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym, że skoro Bóg chce wypróbować kogoś tak mocno, to nie dlatego, żeby wbić go w posadzkę, i przykryć dywanem, ale dlatego, że potrzebuje kogoś napradę zaufanego? Kogoś kto nawet w najgorzej sytuacji, będzie szedł za nim, kogoś komu może wiele powierzyć. Czy ty powierzyłbyś cały swój majątek komuś kto podaje się za przedstawiciela banku, o którym nigdy nie słyszałeś? Tak samo Bóg chce sprawdzić kogoś, komu chce powierzyć wielkie rzeczy. Wszystko jednak co zsyła Bóg, człowiek daje radę przejść, gdyż On nie daje do naszego życia nic co mogłoby nas przerosnąć. Jeśli sytuacja cię przerasta, wtedy jest to działanie diabła. On chce byś myśał, że nic ci sie nie udaje, że nie warto żyć, chce byś zapomniał wszystki Boże obietnice. Dzięki temu stajesz się bezbronny. Diabeł chce byś zgonił wszystko na Boga. Po co? Żebyś nie chciał się do niego zwracać. To właśnie jest jego celem, ponieważ On boi się tego, że wystarczy byś Go zgromił w imieniu Jezusa Chrystusa, a będzie MUSIAŁ cię posłuchać....
Ale to już chyba inna historia. Very Happy


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 15:15, 14 Maj 2006, w całości zmieniany 1 raz
Gość






PostWysłany: Czw 1:59, 11 Maj 2006 Powrót do góry

SIEMANO postanowięłm o ILE MNIE MODERATORZY nie ZJADĄ Happy ale chce wam to pokazac. NIEKTÓRZY mogą w takie bajery nie uwierzyc inni mogą... Ja tą kobiete można powiedziec ,że poznałem byłem na jej kazaniach w warszawie w Listopadzie 2005 roku. Jest to Ana Mendez, Meksyskanka , teraz mieszka w USA jest już starszą taką kobitką ale zaraz jest Usługującą i daje czadu...

A to jej świadectwo nawrucenia...

To jest świadectwo tego, jak Bóg uratował mnie od bycia kapłanką Voo-doo i powołał do Swojej służby.
Miałam osiemnaście lat, kiedy Jezus osobiście zjawił się w moim pokoju. Padał deszcz,a niebo było zachmurzone. Byłam w mojej sypialni, przygotowując się do egzaminu, kiedy coś przeszkodziło mi w nauce. Zaczęłam odczuwać jak jakaś bardzo potężna moc, ciągnie mnie w kierunku okna. Przepełniona ciekawością podeszłam, próbując zobaczyć siłę, która mnie przywoływała.
Ku memu zdumieniu, zobaczyłam pośród chmur ogromne, jasno świecące światło. Przypominało to gigantyczną gwiazdę, coś, czego nigdy w życiu nie widziałam. Czekałam kilka minut, próbując odgadnąć, co to może być, kiedy, nagle, to intensywne światło oderwało się od gwiazdy, przebiło przez moje okno i wypełniło pokój olśniewającym blaskiem. Jak martwa padłam na podłogę, nie będąc w stanie podnieść twarzy ani poruszyć jakąkolwiek częścią ciała; nie mogłam powstrzymać łez płynących z moich oczu, moje serce nie mogło znieść nasycenia miłością nie do opisania i nieskończoną dobrocią. Dziwna mieszanina uczuć kotłowała się wewnątrz mnie. Czułam się brudna i nic nieznacząca, a jednocześnie czułam się najszczęśliwszą kobietą we wszechświecie.
Nagle przestałam widzieć to, co mnie otaczało. Znalazłam się w cudownej ekstazie, nie rozumiałam, co się działo, ale moje oczy mogły widzieć Pana - Jezusa, w całym Jego majestacie! Byłam zanurzona w Bożej mądrości i miłości. Podczas tego doświadczenia, widziałam, jak współistnieje cała wiedza i jak jest objawiana. Nic nie było przede mną zakryte.Niezgrabnie pisałam na kawałku papieru, co Pan do mnie mówił. Nie wiem, jak wiele godzin minęło. Potem, stopniowo, po mału, wizja zaczęła znikać. Leżałam na podłodze, zalana łzami, trzymając w ręku kawałek papieru, na którym było napisane: „ Ja jestem twój Pan, Jezus Chrystus. Przychodzę, powiedzieć ci, że przyjdzie czas, w którym dam ci się poznać. Będziesz moim sługą, a przyjdę do ciebie przez mężczyznę o niebieskich oczach”.
Od tamtej chwili głęboko zakochałam się w Jezusie. Rozpoczęło się desperackie poszukiwanie Boga i sposobu, by Mu służyć. W tym czasie nikt nie słyszał - przynajmniej w moim środowisku - o chrześcijańskich o kościołach w Meksyku, gdzie dorastałam. Zostałam wychowana jako katoliczka, więc zaczęłam moje poszukiwania w jedynym miejscu, które mi się nasunęło na myśl - w kościele rzymskokatolickim.
Wkrótce po moim spotkaniu z Jezusem, w roku 1974 wyjechałam do Francji, aby tam zamieszkać. Przebywając tam, zdecydowałam, że będę uczestniczyć we mszy i przyjmować komunię każdego dnia. W ten sposób minęły dwa lata bez śladu najmniejszej manifestacji Jego obecności.
Pamiętam jak chodziłam po parku i mówiłam ludziom, że szukanie Jezusa jest bardzo ważne, ponieważ On jest naszym Zbawicielem. Nikt mnie nie rozumiał,ciągle byłam upokarzana i znieważana. Mimo to, przekonanie, że znalazłam prawdę i że świat musi tę prawdę poznać, nie opuszczało mnie. Nie mówiłam o potrzebie czytania Biblii, ponieważ sama potrzeby tej nie rozumiałam. Tam, gdzie się wychowałam, w Ameryce Łacińskiej, czytanie Pisma Świętego było zabronione – wyjątek stanowili księża. Prześladowania ze strony ludzi, którzy mnie nie rozumieli, oraz oziębłość i chłód kościoła katolickiego, stopniowo gasiły we mnie ogień, aż pewnego dnia doszłam do wniosku, że przynajmniej dla mnie, Jezusa w kościele tym nie ma. Przestałam chodzić na msze i zaczęłam szukać gdzie indziej. Tak właśnie zaangażowałam się w religie Wschodu, gdzie mówiono mi o „Avatar” [Wcieleniu] zwanym Jezusem, a ja po prostu chciałam Go znaleźć, gdziekolwiek by On nie był. Po dwóch latach jogi i medytacji zdałam sobie sprawę, że cudowny Jezus, który odwiedził mnie w moim pokoju, kiedy uczyłam się do egzaminu, nie jest obecny w tej filozofii.
Wtedy ktoś powiedział mi, że jedyną drogą do ponownego z Nim spotkania, jest pośrednictwo kogoś oświeconego oraz, że przywileju takiego spotkania doświadczyło niewielu. Jeśli więc zostałam wybrana, to będą w stanie mi pomóc. Otrzymałam informację o człowieku, który faktycznie miał takie umiejętności. Tak właśnie zetknęłam się z potężnym okultystą, czarownikiem o wysokim poziomie intelektualnym, dobrze wykształconym w najgłębszych nurtach okultyzmu.
Rozmowa z nim była fascynująca. Mówił o Bogu, wszechświecie, magicznych mocach i światach w taki sposób, że zapierało mi dech. Powiedziałam mu o moich poszukiwaniach Jezusa i Jego Królestwa, i o tym jak bardzo pragnęłam poznać potężnego, ponadnaturalnego Jezusa, nie martwego, wiszącego na krzyżu na katolickich ołtarzach. Czarująco uśmiechnął się i powiedział, że on jest odpowiednią osobą, która rzeczywiście może mi pomóc.
Wziął Biblię i otworzył ją na trzecim rozdziale Ewangelii Jana, w którym Jezus mówi do Nikodema o narodzeniu się na nowo. Potem powiedział: „Żebyś mogła wejść do Królestwa Bożego, które jest królestwem ponadnaturalności i magii, konieczne jest, byś narodziła się na nowo. Aby to osiągnąć, musimy najpierw poddać twojego ducha duchowi śmierci, przez umieranie dla cielesnych i materialnych rzeczy tego świata. Nikt nie może być narodzony na nowo, dopóki te rzeczy nie przeminą. Przez zrozumienie zasad śmierci, będziesz w stanie dotrzeć do cudownego życia Jezusa”. Otwarta Biblia i moja desperacka nadzieja na znalezienie Jezusa wystarczyły, przy mojej niewiedzy, aby wpaść w najstraszliwszą, diabelską pułapkę mojego życia.
Zaplanowaliśmy ceremonię mojej inicjacji, bazującej głównie na składaniu ofiarach ze zwierząt opisanych w Trzeciej Księdze Mojżeszowej. Osoba przechodząca inicjację, musiała koniecznie być kąpana we krwi, co według niego, symbolizowało krew przelaną w zadośćuczynieniu. Kiedy przybyłam do domu czarnoksiężnika ubrana w mój biały ceremonialny strój, czekał na mnie odziany w długą czarną szatę z czerwonym kołnierzem; jego asystent był ubrany w ten sam sposób.
Na środku pokoju stał długi stół nakryty czarnym płaszczem. Na każdym jego rogu ustawione były świece. Statuetka Świętej Teresy, patronki śmierci, stała na przedzie stołu. Po jednej stronie znajdował się uprzednio przygotowany kominek, laski i govies (były to zamknięte ceramiczne pojemniki, mieszkanie pomagających duchów). Laski były środkiem używanym przez ducha śmierci do komunikowania się - takie było wytłumaczenie czarnoksiężnika. Na drugim końcu stołu ustawiono wiele figurek świętych i dziewic, które wyglądały tak, jakby obserwowały ceremonię. Nie przeszkadzało mi to, bo były to te same figurki, które dawniej widywałam w kościołach katolickich. Były ze mną trzy dziewice, ich rolą było pomaganie mi i dotrzymywanie towarzystwa w trakcie inicjacji.
W końcu nadszedł czas. W tle było słychać przepiękną symfonię Wagnera. Ten rodzaj muzyki jest częścią magicznego uwodzenia. Ciemna strona duchowego świata, nie używa tylko hałaśliwych dźwięków rock’n’rolla, ale także muzyki, która wabi zmysły, porusza każdą cząstkę duszy i wywołuje wzniosłe uczucia. Są to strategie wroga, by osłabiać ochronę, subtelnie penetrować i opętywać nieuważne dusze. W atmosferze obecne było potężne, zniewalające wyczekiwanie, które stwarzało pragnienie kontynuacji ceremonii.
Czarownik zaczął przywoływać moce duchowe, które miały uczestniczyć w mojej inicjacji. Następnie, po serii zaklęć, wziął chleb i wino i podał mi je jako symbol paktu. Powoli zaczął się zmieniać, inna osobowość zaczęła przemawiać teraz przez niego, wciąż jednak z magiczną i subtelną fascynacją.Potem wziął ptaki ofiarne, dwa koguty i dwa białe gołębie. Krwią kogutów obmył wizerunki świętych i dziewic, przywołując odpowiadające im imiona bogów afrykańskich, które każda z nich symbolizowała. Następnie obciął głowy gołębiom i rozlał nade mną ich życiodajny płyn. Zanim to się stało, towarzyszące mi dziewczęta odprowadziły mnie do oddzielnego pokoju, rozebrały i owinęły jak mumię, przygotowując do ceremonii pogrzebowej. Kiedy już byłam owinięta w pogrzebowe bandaże, zaniosły mnie z powrotem i położyły na stole nakrytym długim, czarnym płaszczem. Był to symbol mojej trumny.
Czarownik przeszedł do czytania katolickiej liturgii pogrzebowej, przywołał ducha śmierci, aby przyszedł do mnie, następnie zakończył, mówiąc: „ Ana Mendez! Spoczywaj w pokoju!”. Potem zgasił światło, tylko cztery świece otaczające moją trumnę były wciąż zapalone. Zostałam sama w pokoju z moimi dziewczętami, unieruchomiona bandażami. Czułam wielki strach, a jednocześnie doświadczałam nieznanych mi, niezwykłych emocji.
Przez długi czas jedyną rzeczą, którą słyszałam było tykanie zegara. Nagle, poczułam jak niezwykła siła zawładnęła mną i natychmiast znalazłam się poza swoim ciałem, unosząc się pośrodku pokoju. W tym momencie laski, oparte o kominek powstały bez niczyjej pomocy i zaczęły delikatnie stukać o podłogę, jakby w tempie marsza. Byłam oszołomiona, patrząc na to z góry. Nagle z wizerunku świętej Teresy zaczęła się wyłaniać postać z czarnego dymu, z rozpostartymi kościstymi dłońmi. Miała długie, postrzępione włosy i makabryczną twarz. Ostrymi szpiczastymi paznokciami utorowała sobie drogę do mojego ciała, które nadal leżało na stole. Chciałam krzyczeć, zatrzymać to, ale nie byłam w stanie zrobić niczego ze względu na pozycję, w jakiej znajdował się mój duch. W ciągu kilku sekund, zatopiła się we mnie i nie już jej nie widziałam. Później inne postacie wyszły z kominka - były bladozielone, one także weszły do mojego ciała.
W tej chwili mój duch powrócił do ciała, czułam silny przepływ mocy, przechodzący przez każdą komórkę. Miałam wrażenie, że jestem naładowana jak wysokowoltowa bateria. Magnetyzm, który teraz mnie napełniał przyciągnął laski, które ułożyły się w kształcie krzyża nad moimi piersiami, a szpony niewidzialnego ptaka chwyciły mój mózg. Jedna z moich panien wydała z siebie przeciągły, agonalny krzyk i powiedziała: „ Oni pociągają moja duszę, zabierają mnie”. Wtedy nagle do pokoju wszedł czarownik i podczas, gdy jego asystent zajął się dziewczyną, on przystąpił do przeprowadzania moich narodzin na nowo. W symboliczny sposób naśladował akuszerkę wyciągającą dziecko z łona matki. W ten sposób ściągnął mnie ze stołu. Następnie powiedział: „ Teraz narodziłaś się na nowo, urodziłaś się dla mocy magii”. Potem ochrzcił mnie nowym imieniem. Opuściliśmy ceremonię, ale ja nie byłam już więcej sobą. Od tego dnia byłam całkowicie opętana przez moc, która kierowała moimi krokami w świecie okultyzmu. Zostałam straszliwie zwiedziona, moja dusza byłaod tego momentu w przymierzu z diabłem. Oczywiście nikt ci nie powie, że to z szatanem zawarłeś przymierze. Będą cię przekonywać, że zajmują się białą magią, więc takie ceremonie są nieszkodliwe, a tylko naśladowcy Lucyfera zaangażowani są w czarną magię. Czarownik powiedział, że nasze przymierze zawarte zostało tylko z duchami światła, które pochodzą od tych pięknych świętych i dziewic, których misją jest niesienie nam pomocy w naszym codziennym chodzeniu po tej ziemi. Stopniowo zaczęłam zdawać sobie sprawę, że nie była to prawda, ale zdanie, które wciąż rozbrzmiewało echem w mojej głowie brzmiało: „Kiedy wchodzisz na tę ścieżkę, nie ma z niej wyjścia”.
Potem zaczęła się współpraca z czarownikiem: uprawialiśmy czary, czytaliśmy z kart i, ilekroć to było możliwe, wprowadzaliśmy w czary innych ludzi.
Głosy duchów, które zawładnęły mną, z czasem stawały się coraz wyraźniejsze. Duchy te były potężne, posiadały zdolność uzdrawiania chorych, przeprowadzania uwolnień. W rzeczywistości były zwodnicze, bo to, co robiliśmy, było usuwaniem jednego ducha i zastępowanie go innym. Ludzie cieszyli się, wierząc, że są wolni, ale te duchy w końcu mściły się na nich.
Czarownik szybko dostrzegł moje ogromne zdolności do magii. Zaprosił mnie, bym przyłączyła się do „trójkąta mocy” wraz z inną czarownicą, która była naszą przyjaciółką. Za każdym razem ceremonie stawały się coraz potężniejsze, ofiary były coraz liczniejsze, zwierzęta, które składaliśmy, były coraz większe. Zaklęcia, jak i również demony, które opanowywały nas, były za każdym razem potężniejsze.
W czasie pełni księżyca, chodziliśmy o północy na cmentarze, aby „wyciągać zmarłych” (mówiąc w przenośni) i czynić ich naszymi sprzymierzeńcami. Wstęp do duchowego świata i wizyty posłańców w przebraniu aniołów światłości stały się naszym chlebem powszednim. Moc, która wychodziła ze mnie (moich demonów), była za każdym razem coraz bardziej imponująca.
Moja osobowość zauważalnie się zmieniła, a moje serce było pełne nienawiści do każdego. Stałam się skrajnie agresywną osobą z nieprawdopodobną siłą fizyczną, która zadziwiała nawet mężczyzn. Byłam pełna arogancji i pogardy wobec innych. Rozwinęło się we mnie pragnienie zabijania. Chwała Bogu, nigdy nikogo nie zabiłam, ale znajdowałam przyjemność w składaniu ofiar ze zwierząt. To było jak narkotyk, odczucie mocy, którą wydzielały umierające zwierzęta.
Kiedy wzrastałam w poznaniu i wstępowałam na nowe poziomy okultyzmu, diabeł zaczął objawiać siebie takim, jakim jest. Na początku składał mi wizyty pod niesamowicie piękną postacią, posłaną, by mnie uczyć i uwodzić, bym została jego żoną. Z czasem jednak okazał się potwornym, odrażającym stworzeniem, którym w rzeczywistości był. Jego subtelność była z początku czarująca i fascynująca, potem przekształciła się w tyranię, której musiałam być posłuszna za wszelką cenę.
W razie najmniejszego oporu byłam natychmiast dręczona przez demony, które przychodziły, aby mnie biczować. Mój dom był całkowicie opętany. Duchy wchodziły i wychodziły, mieszkając w nim na stałe. Spędziłam niekończące się noce terroryzowana przez duchy, które zostały wyznaczone, by dręczyć mnie aż do wyczerpania.
Z drugiej strony zyskałam sławę, pieniądze i wpływowych przyjaciół. Zauważyłam jednak, że nie do końca to, z czego chełpił się Szatan odnośnie swojej osoby, jest prawdą. Byłam już w tym czasie po potężnej inicjacji, osiągając pozycję kapłanki voo-doo i Palo Mayombe (wysoka pozycja w Kubańskiej Santerii). To dało mi autorytet, by zbliżać się do wyższej satanistycznej hierarchii, a nawet do samego Szatana. Mogłam prosić o wszystko, co było mi potrzebne do moich czarów; jednak były pewne rzeczy, których niezależnie od tego jak wiele ofiar i ceremonii odprawialiśmy, diabeł po prostu nie mógł zrobić.
Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że cała moc, której posiadaniem się chwalił, jest ograniczona. Były miejsca, do których po prostu nie mógł wejść i ludzie, których nie mógł dotknąć. Byłam na niego strasznie wściekła, bo w wielu wypadkach więcej chełpił się tym, co może osiągnąć niż faktycznie był w stanie zamanifestować w rzeczywistości. Kiedy w końcu zdał sobie sprawę, że wiem o nim coś, czego nie było mi wolno o nim wiedzieć, zdecydował się mnie zabić.
Pewnego popołudnia, wraz z czarownikiem pojechaliśmy na targ czarownic w Meksyku, by nabyć kilka rzeczy, potrzebnych do ceremonii. Powiedział: „Chciałbym przedstawić cię Patronowi Nędzarzy – takie imię ma moc, mająca to miejsce we władzy”. Wchodziliśmy w wiele zakamarków targu, aż doszliśmy do wielkiej szklanej niszy, która była pusta. Westchnął sfrustrowany i powiedział: „Niedobrze, zabrali go, by się pożywił. (to znaczy, że poszli składać mu krwawe ofiary) Chciałbym, żebyś go zobaczyła, bo robi wielkie wrażenie. Ma postać dziecka, bez oczu, jego oczodoły są puste, krew spływa po jego policzkach”.
Kiedy opuściliśmy targ i dotarliśmy do miejsca, gdzie był zaparkowany nasz samochód, czarownik zaczął krzyczeć: „ Patrz, patrz, tam jest! Obok samochodu, obok ciebie!”. Nie widziałam nic koło samochodu, ale odwróciłam głowę w kierunku wskazanym przez czarownika. Ku mojemu zaskoczeniu, w miejscu, obok drzwi samochodu, gdzie kilka sekund temu niczego nie było, na ziemi leżał żebrak. Czarownik zaczął krzyczeć podekscytowany: „ Patrz na jego oczy, to on, to Patron! Słuchaj! Chce nam coś powiedzieć”. Byłam sparaliżowana z przerażenia, nie mogłam oderwać od niego oczu. Wydobył się z niego głos, mówiący z ducha do ducha: „Przyszedłem, aby upomnieć się o to, co należy do mnie”. Potem zniknął nam z oczu.
Zaniemówiliśmy. Obydwoje wiedzieliśmy, że chce naszych dusz w piekle, ale nie ośmieliliśmy się tego powiedzieć sobie nawzajem. Od tego dnia śmierć zawisła nad nami, jakby coś się przyczepiło do naszych ramion. Każdego dnia powtarzał nam te same słowa: „Przychodzę po ciebie, twój czas się skończył”.
W ciągu tamtego roku przeżyłam najstraszliwsze ataki na moje życie. Najpierw, w czasie wojny w El Salwador, gdzie mieszka część mojej rodziny, zachorowałam tak poważnie na zapalenie płuc, że musiałam leżeć w szpitalu. Pewnej nocy, kiedy miasto było bombardowane, jeden z pocisków wybuchł tuż obok szpitala, w którym leżałam. Krótko potem, w Los Angeles, w Kalifornii, dwóch czarnych Amerykanów napadło na mnie z bronią w ręku. Zamierzali mnie zgwałcić a potem zabić, ale ręka Boża była nade mną. Pobili mnie i zostawili na ulicy; nic więcej się nie stało. Dwa miesiące później moi napastnicy zostali złapani i wsadzeni do więzienia, ale do tego czasu zabili w tej samej okolicy siedem innych osób.
Niedługo po tym zapalił się zbiornik gazu w moim mieszkaniu. Gasiłam ogień, kocem i własnym ciałem, podczas gdy diabeł krzyczał: „Teraz umrzesz!”
Potem w Mexico City było straszliwe trzęsienie ziemi. Sięgało 8 stopni w skali Richtera i ponad 300 000 ludzi zginęło. Moje mieszkanie znajdowało się w strefie kataklizmu, gdzie setki budynków zostało zniszczonych. Kiedy próbowałam ratować ludzi uwięzionych pod gruzami, nastąpił wybuch budynku – odrzuciło mnie do tyłu, jednak ogień mnie nie dotknął; jeszcze raz doświadczyłam Bożej ręki nad moim życiem.
Głos diabła stawał się coraz silniejszy i częstszy: „Przychodzę po ciebie, należysz do mnie i umrzesz”. Za każdym razem napięcie było coraz większe. Moje nerwy, wraz z demonami mieszkającymi we mnie, wykańczały mnie. Zdrowie zaczęło się pogarszać i zaczęły dopadać mnie silne załamania nerwowe. Wyjechałam, żeby odpocząćdo Puerto Rico, a tam gwałtowna burza zniszczyła górę blisko miejsca, w którym byłam. Po raz kolejny leżałam przywalona gruzami w otoczeniu martwych ciał. Cierpiałam na częściowy bezwład mięśni twarzy spowodowany pogarszającą się kondycją psychiczną i skrajnym napięciem. Tamtego roku doświadczyłam bólu w skrajnej postaci. W końcu zrozumiałam, że dusza zostaje znieczulona, gdy cierpienie osiąga przełomowy punkt. Czułam się jakbym była rozdzierana na kawałki. Użyłam słowa „rozdzierać”, ponieważ dosłownie czułam szpony rozdzierające mnie od wewnątrz na kawałki. Znalazłam się wtedy w stanie otępienia i przez długie okresy czasu nic nie czułam, aż do momentu, gdy ból powracał, za każdym razem jeszcze silniejszy.
Diabeł wrzucił mnie do najgłębszych komnat piekła, gdzie widziałam zgubione dusze, bite i palone ku radości swych oprawców. Pewnego razu weszłam do tunelu śmierci, gdzie tysiące bezcielesnych istot, z absurdalnymi twarzami, o twarzach pełnych depresji i bezsilności, starało się mnie zatrzymać - było to miejsce wiecznej ciemności. Bardzo dobrze znam znaczenie słowa „ciemność” . Jest ona wtedy, kiedy w życiu nie ma już dłuższy czas choćby jednego promyka nadziei, kiedy nie ma ucieczki od samotności, opresji czy smutku.Wróciłam do Meksyku, żeby powstrzymać tę udrękę. Ale nic z tego, znalazłam się w środku potężnego ataku. Żyjące we mnie demony, obróciły się przeciwko mnie, próbując zabić raz na zawsze. Zażarta bitwa toczyła się wewnątrz mnie. Nie mogąc jej już znieść, usiłowałam odebrać sobie życie, podcinając żyły.

Straciłam wiele krwi, zanim moja siostra bliźniaczka znalazła mnie w moim mieszkaniu i zabrała do szpitala. Kiedy leżałam na ostrym dyżurze, walcząc o życie, stało się coś nieoczekiwanego. Zaczęła zstępować na mnie pełna chwały obecność a spośród niej odezwał się głos: „Twój Ojciec Niebieski nie zamierza cię opuścić”. To była ta sama światłość, którą widziałam, kiedy Jezus odwiedził mnie po raz pierwszy. Kiedy środki uspokajające, które mi podano podziałały, otoczył mnie nieopisany spokój. Byłam nieprzytomna ponad 48 godzin.
Obudziłam się na oddziale psychiatrycznym szpitala, w odległym, okratowanym budynku, wypełnionym pacjentami chorymi psychicznie. Nie byłam wyjątkiem, byłam jedną z nich, a mój stan był bardzo zły. Pamiętam moją matkę stojącą u stóp łóżka, gdy po raz pierwszy otworzyłam oczy.Słowa, jakie wypowiedziałam brzmiały: „ Mamo, na tym miejscu nastąpi potężna manifestacja mocy Bożej, ona zmieni całe nasze życie”. Moja matka, zupełna ateistka i zwolenniczka Nietschego, myślała, że to wszystko jest częścią halucynacji i nie zwróciła na to żadnej uwagi.
Po kilku badaniach lekarz stwierdził, że mój stan jest bardzo poważny i muszę zostać w szpitalu przez dłuższy czas. Ale Boże plany były inne. Kilka dni później, przyszła zobaczyć się ze mną moja ukochana ciotka, Gloria Capriles. Minęło wiele lat od chwili, kiedy widziałam ją po raz ostatni. Była piękną, słodką kobietą, pełną miłości i współczucia. Powiedziała mi o mężczyźnie, który zmienił jej życie i że chciałaby przyprowadzić go do szpitala, abym się z nim spotkała. Zgodziłam się, ale z ciekawości. Nie wierzyłam bowiem, że wizyta ta cokolwiek zmieni w moim życiu.
Następnego dnia przyszła z chrześcijańskim pastorem o niebieskich oczach ( pogrzebałam ten drobny szczegół z mojego pierwszego spotkania z Jezusem w otchłani mojego szaleństwa). Słuchałam uważnie, kiedy mówił mi o zbawieniu. Coś we mnie nie przestawało mówić, że każde słowo, które powiedział jest prawdą.
Mimo to moją reakcją był gorzki płacz w głębokim smutku. Powiedziałam mu: „To jest okropne, co mi głosisz - zbawienie mojej duszy. Wiem, że wszystko, co mówisz jest prawdą, ale mimo to nie mogę pobiec do Jezusa. Zawarłam niezłomne przymierza i, jeśli spróbuję je zerwać, diabelski gniew wyswobodzi się przeciwko mojemu życiu”. Byłam w głębokiej rozpaczy, usługujący przerwał mi, mówiąc: „To nie jest prawda! Słowo Boże mówi: Jeśli wyznajemy swoje grzechy, On jest wierny i sprawiedliwy by przebaczyć nam nasze grzechy i oczyścić nas z wszelkiej niesprawiedliwości. Krew Jezusa łamie każde przymierze! Jezus, Nasz Pan, umarł za ciebie, żeby uwolnić cię z diabelskich łańcuchów!”
Te słowa wywołały wewnątrz mnie potężne trzęsienie ziemi, podczas gdy Duch Święty niewątpliwie wykonywał głęboką pracę w mojej duszy. „Co muszę zrobić, aby przyjąć Jezusa do mojego serca?” - pytałam z płaczem i głęboką tęsknotą za moim ukochanym Jezusem, by mógł wreszcie uciąć ten niekończący się koszmar. Odpowiedział: „Pokutuj i poproś Go, żeby zamieszkał w twoim sercu. Powiedz Mu, że chcesz, żeby stał się twoim Panem i Zbawicielem”.
Słowo „pokutuj” było najcięższym i najtrudniejszym słowem, jakie mogłam wypowiedzieć. Nagle Duch Święty zstąpił na mnie z przekonaniem o grzechu i złamał moją pychę. Czułam nieopisany wsytyd i ogromny ból. Ta pokuta intensywnie oczyszczała moje sumienie.
Wylewałam swoją duszę przed Bogiem, błagając o Jego miłosierdzie. To w czasie tej głębokiej i szczerej modlitwy, Duch Święty usunął zasłonę z moich oczu tak, że byłam w stanie wyraźnie zobaczyć kłamstwo, w którym diabeł mnie trzymał. „Przebacz mi Panie, przebacz mi” - szeptałam. Straszliwym doświadczeniem było móc zobaczyć siebie, przerażającą istotę, którą byłam, z perspektywy Jego czystego piękna. Nikt nie mógł się czuć w tej godzinie bardziej brudnym i podłym ode mnie. Szczerze tęskniłam, by poczuć Jego nieskazitelną dobroć i odrzucić od siebie wszystko, co oddzielało mnie od Jego światłości.
Demony gniewu i zniszczenia poderwały się we mnie. Była to rozdzierająca walka toczona w całej mojej istocie. Desperacko krzyczałam z głębi siebie: „Panie, wyrwij te robaki ze mnie, one pożerają mnie!”. Wyznawałam swoje grzechy bez maskarady i tuszowania. Gorzko szlochałam z głębi duszy. Wyraźnie widziałam siebie, jak służyłam diabłu i jak każdy mój czyn przybijał Jezusa do krzyża. Każdy mój grzech był konfrontacją z Jego sprawiedliwością i świętością. W Jego obecności zrozumiałam, jak bardzo On mnie pokochał. Dał swoje życie za mnie, nie zwracając uwagi na to, co zrobiłam. Nikt nie był tak niegodny Jego łaski, miłosierdzia i przebaczenia, jak ja!
Boża obecność była potężna! Czułam się jak brudny robak przed Jego boskością. Kiedy wyznawałam grzechy, wewnętrzny ogień mnie pochłaniał i trawił. Zasługiwałam na śmierć i karę dużo bardziej niż na odpuszczenie grzechów, którego chciałam. Wołałam: „Panie, jestem niegodna by być wysłuchaną. Kto inny niż Ty, jest w stanie zmiłować się nade mną? Mój Ojcze, umieram. Jestem całkowicie złamana a moje serce jest rozszarpane na kawałki!”
Potem poczułam, jak Jego miłość zaczyna mnie wypełniać - On mi przebaczał. Nie mogłam uwierzyć, że tak potężna miłość istnieje. On miał dla mnie współczucie! Dla sługi diabła! Wykrzyknęłam z całej swojej siły i z głębi swego wnętrza: „ Dziękuję Ci Jezu! Wejdź do mojego serca i weź mnie za rękę, tak abym Cię nigdy nie opuściła, bądź moim Panem i Zbawicielem!”
Kiedy skończyłam mówić te słowa, pastor położył swoje ręce na mojej głowie i powiedział: „ Panie, błagam Cię, oczyść swoją córkę, Anę, z wszelkiej niegodziwości, której się dopuściła i złam każde przymierze, które zawarła z diabłem”. Potem miałam wrażenie, że widzę Jezusa przybitego do krzyża. Mówił mi, że wycierpiał tę mękę z powodu miłości do mnie, dlatego bo chciał mnie odkupić. To było tak realne, że mogłam Go niemal dotknąć. Widziałam Jego spływającą z krzyża krew, Jego ciało, gdy wziął na siebie ciężar grzechu całego świata. Przelał swoją krew, aby dać mi życie, a ja przelałam swoją dla samozniszczenia.
Pastor kontynuował modlitwę: „Proszę też, by każdy nikczemny duch wyszedł z niej teraz i żeby Duch Święty spoczął na niej”. Na te proste słowa i dokładnie w tym momencie poczułam jakby światłość spadła na mnie z nieba, zrywając łańcuchy, które trzymały mnie w niewoli. Czułam jak pancerz cierpienia i udręki, który mnie gnębił, rozpadł się na tysiąc kawałków. Niezwykle piękne światło wypełniło pokój i poczułam raz jeszcze cudowną dobroć, z którą Jezus przyszedł do mnie za pierwszym razem. Czułam się jak ptak, jakbym mogła latać. Radość i pokój wypełniły moje serce - byłam całkowicie przekonana, że Jezus całkowicie mnie uwolnił.
Podczas pobytu w szpitalu, w moim życiu, Boża obecność była niezwykle silna. Pierwszą rzeczą, którą Duch Święty powiedział mi, było to, żebym w najmniejszym stopniu nie myślała o powrocie, bo szatan jest wściekły na mnie z powodu mojej decyzji pójścia za Jezusem. Daleka od bycia przerażoną tymi słowami, byłam wypełniona Bożą gorliwością i zdecydowałam się wypowiedzieć wojnę wrogowi, aż do końca. Chciałam odebrać mu każdą duszę, którą tylko mogłam. Rzucać światło na każde jego kłamstwo, uwalniać jeńców i służyć Bogu z całego mojego serca.


TUTAJ dodam jeszcze to: To jest swiadectwo pewnej POLKI, mojej znajomej z netu. Chrześcijanki:

Moje swiadectwo nawrócenia jest podobne do tego , ktore Pawel napisal.
Tez od najmłodszych lat szukalam prawdyi odpowiedzi na wiele nurtujacych mnie pytan.
Najpierw na lekcjach historii juz w 4 klasie podstawowki zaczelam pytac jak to kiedys bylo, skąd sie wzielismy itp. Zaczelam czytac wtedy wiele historycznych i archeologicznych książek.
W tym samym czasie podobne pytania zadawalam księdzu na religii. Ale tylko wskazywał mi na katechizm i odpowiadał regułkami z tej książki.
Niestety nikt mi wtedy nie pokazał Biblii.
W moim domu tez malo co wiedziano o Bogu. Babcia byla " partyjna" , mama tez z tej opcji, chociaz do komunii mnie poslali.
Ale sami malo co o Bogu wiedzieli.
W dziecinstwie cechowalam sie bujna fantazja. Bylo to cos tak silnego, ze naprawde wierzylam w to co sobie wymyslilam. Opowiadalam wszystkim niestworzone historie o swoich przygodach.
Zyłam w wyimaginowanym swiecie, nie znalam granicy między kłamstwem a prawda.
Moi rodzice często sie przeprowadzali. Zmienialam wiele szkol i klas.
W jednych klasach znajdowalam akceptacje i przyjaciol, ale w innych nie.
W 6,7,8 klasie przezywalam istne zaszczucie przez grupke chlopakow. To spowodowalo o mnie ogromny kompleks nizszosci.
Potem w liceum mieszkalam w internacie. Tam dopiero zaczelam szalec.
Bylo modne wowczas wywolywanie duchów na talerzyk. Okazalo sie ze mam do tego predyspozycje i jestem medium.
I rzeczywiscie to byla spolecznosc z demonami. Ja bylam zafascynowana tym, ze istnieje swiat nadprzyrodzony.
Moja fantazja spowodowala ze wierzylam w reinkarnacje, w to ze bylam kaplanka bogini Izydy w starozytnym Egipcie, modlilam sie do tej Izydy. Rowniez czytalam ksiazki Danikena, mowiace o naszym pochodzeniu od kosmitow i bardzo w to wierzylam. Siadalam na oknie i oczekiwalam przybycia kosmitów z nieba....
Nie bylam normalna nastolatka i zdawalam sobie z tego sprawe.
Nachodzily mnie dziwne stany, nazywalam to "zew krwi", ale wystarczylo zobaczyc jakis przedmiot zwiazany z Egiptem, czy muzyke, a stawalam sie jak zahipnotyzowana...
Czulam ,ze cos sie dzieje ze mna niedobrego...
Patrzylam na moje rowiesniczki, normalne dziewczyny, gadajace o ciuchach i kosmetykach, chlopakach....
Ja gadalam o kosmitach, o duchach.....wieczorami klękałam przed wizerunkiem swojej bogini i modlilam sie do niej...
Nagle przyszla mi do głowy taka myśl : A moze to w co ja wierzę jest absolutną bzdurą? Moze tego nie ma, tych bozków, kosmitów?
Taka mysl mi zaswitała.
Ukleknełam wtedy na tapczaniku w swoim pokoju i zawolalam : Boże, jeśli istniejesz objaw sie mi!
Naprawde źle mi bylo z tym okultyzmem, spirytyzmem, kłamstwem. chcialam byc zdrowa na umyśle, normalna.
Mialam tez swiadomość popelnienia wielu grzechów seksualnych i męczylo mnie to poczucie winy. Poczucie winy z powodu wszystkich moich złych czynów.
Zmienilam szkole, bo rodzice znowu sie przeprowadzili.
Juz nie zajmowalam sie wywolywaniem duchów, zaczelam czytac jakies ksiazki o Bogu, egzegezie, chrzescijanstwie, itp. Malo co dzisiaj z tego pamiętam, ale zaczelam szukac w kierunku chrzescijanstwa.
Kiedys, odrabiajac lekcje przy radiu uslyszalam audycje "Głos ewangelii" i zapadly mi do serca slowa tam wypowiedziane : Pan jest blisko!
Zatrwozylam sie.I zaczelam bardzo nad tym rozmyslac.
Pózniej wpadlo w moje ręce czasopismo adwentystów " Znaki czasu" i tam bylo zamieszczone porownanie 10 przykazan w Biblii i 10 przykazan w Kosciele Katolickim. Bylam tym zadziwiona, ze w KK tak zmienili te przykazania.
Pierwszego dnia wakacji 27czerwca 1987 roku moja mama wrocila z pracy i wreczyla mi zaproszenie na jakis koncert chrzescijanski. Rozdawali na miescie.
Nie chcialam isc, bo mialam nieumyte wlosy i objadlam sie. Bardzo lubilam sie objadac i to tez byl moj problem. Z tego powodu mialam wrzoda na zoladku, bo zeby nie byc grubą zwracalam. To sie dzis fachowo nazywa bulimia.
Ale mama nalegala , zebym sie tam udala. Wzielam więc mlodszą siostre i poszlam.
Zobaczylam mlodych , usmiechniętych ludzi. Promienieli. Jeszcze takich milych ludzi nie widzialam. Nie moglam oderwac od nich oczy. Stali na scenie, podnosili ręce i czcili Jezusa. Jezus byl dla nich idolem.
Dla mnie w tym czasie idolem byl Limahl, Georg Michael itp.
A oni mieli idola w Jezusie. To mnie zafascynowalo.
Jezus wczesniej byl calkowicie odrzucony przeze mnie. W KK przedstawiony jako maly dzidziuś, albo martwy czlowiek, wcale do mnie nie przemawial. Zbawiciel - ale jaki zbawiciel, od czego mnie zbawil? Niestety na te pytania w KK nikt mi wtedy nie odpowiedzial.
Tutaj wyszedl na scene mlody chlopak i zaczal bardzo obrazowo mowic o Jezusie nauczycielu, uzdrowicielu, cudotworcy, i wreszcie o zmartwychwstalym Panu.
Inni tez wychodzili na scene i mowili o tym co Jezus zmienil w ich zyciu.
Jedno slowo zapadłow moje serce
2 Kor. 5:17
Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe.

Tak! Chcialam zacząc nowe zycie W Chrystusie, zacząc wszystko od nowa, chcialm zeby Jezus przebaczyl mi wszystkie moje grzechy, zeby uzdrowil mnie od moich chorób i zniewolen!
Wybieglam ze łzami na scene, kiedy bylo wezwanie do tego kto chce przyjąc Jezusa. Wybiegłam ze wszystkich sil.
Staly tam tez inne osoby. W tym momencie nawet slonce wyszlo spoza chmur i jego promienie przeswitywaly przez korony drzew.
Mlody kaznodzieja podszedl do mnie i tylko zapytal sie czy Jezus jest moim Panem? Powiedzialam TAK! I wszystko sie zaczęło.
Zaczęło sie nowe zycie z Jezusem Chrystusem.
Poczulam jakby wielkie kamienie spadly mi z serca. Ciężar moim win - ustąpił! Czulam sie lekka jak piórko.
Wpadłam do domu z okrzykiem: Mamo, tato, kocham was!
Polecialam na podworko zamiatac skoszoną trawe! Bylam szczesliwa.
Tego dnia Jezus uzdrwoil mnie z wrzodów zolądka. Jadłam wszystko czego do tej pory nie moglam jesc i wszystko byl w porzadku.
Wizerunki moich bozków spaliłam, książki powyrzucałam, bylam calkowicie wolna od kłamstwa!
W szybkim czasie nabylam Biblie Gdanską od Adwentystów i cale wakacje spedzilam z nosem w Biblii.
Pan zatroszczyl sie o moj duchowy wzrost posylajac do mojego miasta duszpasterzy, ktorzy troszczyli sie o mnie i nauczali mnie ze slowa.
Zyję z Jezusem juz 18 lat i wspaniale jest oddac mu swoje zycie na samym starcie . Teraz mam męża, czworke dzieci , Bóg spełnil wiele swoich obietnic. Nigdy sie na Nim nie zawiodłam. On jest żywym Bogiem. Dlatego Mu słuzę i dlatego mu wierzę.
Nie ma innego Boga.


TERAZ ZADAM PYTANKO... Chcecie się dowiedziec jak to dokładnie było zemną?
Phoeniks
Gość





PostWysłany: Czw 9:47, 11 Maj 2006 Powrót do góry

Co do tego świadectwa, nie do końca mnie przekonuje, a twojego nawet nie chce znać.
do Ks_: nie, nie do końca bym zaprzeczał Alucardowi, to co mówi, ma w sobie coś z prawdy.

Widzę, że powstają dwa obozy, przynajmniej nie jestem już sam (dzięki Ira). Możemy się dalej kłócić na ten temat, bo ani My, ani Wy, nikt z nas nie przyzna się w 100% do błędu i nie uzna prawd drugiego.

Wierzę w moc, którą dysponuję, wierzę, że pochodzi z duszy, a dusza nie jest niczym ograniczana Ks_, jest nieskończona, a jej moc się nie wyczerpuje, chyba, że ktoś zwątpi w siebie, ale nawet wtedy można się "podładować" przez wyznawanie różnych idei.

Nie uważam, ze cel uświęca środki, ale że to, jakich środków używamy, samo podsuwa nam cel, który nie jest niezgodny z naszą duszą.

Jeszcze jedno, nie twierdzę, że jestem magiem, to, czym wg Was się "bawię", to Szamanizm. Mogliście mieć z tym styczność, ale skoro porzuciliście drogę maga, możenie nie wiedzieć, co było na jej końcu. Ja sam jeszcze nie wiem, co tam na mnie czeka, ale wiem, że jest to dobre i nie zamierzam przerywać swojej wędrówki w tym właśnie kierunku.
Lt. Cmdr. Geordi LaForge
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)
Brat/Siostra (niemalże RODZINA)



Dołączył: 08 Gru 2005
Posty: 693 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:17, 11 Maj 2006 Powrót do góry

Muszę przyznać, Ks_, dobry z ciebie demagog.
Ale chyba nie do końca mnie zrozumiałeś. Pojawia się problem, gdzieś tu na forum już poruszany. Kultury świata a ich religie. No, powiedz sam, jak to jest. Weź takich Indian - czy przez to, że wierzą w Duchy Lasów, Zwierząt i Plan Astralny, będą potępieni przez Boga? No? Czy wymarłe dawno temu ludy Azteków będą smażyć się w piekle, bo nie mieli tyle szczęścia by ktoś madry przemówił im do rozsądku, by przestali wierzyć w Słońce i "nawrócili się" do naszego Boga?

Cholera, nie neguję istnienia JAKIEJŚ, bliżej nieokreślonej siły mającej nasz świat pod opieką. Mówię tylko, że istotą, każdego sposobu wairy w to, jest fundamentalna zasada, poniekąd zawierająca się w tych dwóch chrześcijańskich przykazaniach Miłości:

Będziesz miłował Pana Boga swego(...), a bliźniego swego, jak siebie samego.

to, co podkreśliłem, ma wieeeeeeele znaczeń. Jednym z nich jest tolerancja. Dziś dość wyszarpane przez ludzi słowo, dalej jednak brzmiące miło dla każdego, kto jej pożąda by mieć święty spokój i nie czuć się wyrzutkiem, mniej miło brzmiące każdemu, kto chce do swoich przekonań przekonać innych.

Gorliwy - przykład dałeś drastyczny, szokujący, z drugiej strony, ledwie słyszałem (znajdę, to wam podrzucę) o IDENTYCZNYM przypadku, działającym w drugą stronę.

Młody chłopak był gorliwym katolikiem. I nie mowa tu o tym, o czym kiedyś z tobą, Gorliwy rozmawiałem - wyuczonych regułkach modlitw, regularnych mszach w kościele, ekhem, "rytuałach" świątecznych. Nie. On nie był religijny, on był WIERZĄCY, podobnie jak ty. Czytał Pismo Święte, w duchu prowadził dialog z Bogiem, starał się wprowadzać życie przesłania Pisma Świętego. I pewnego dnia, równiez miał coś, co można nazwać wizją. Podobnież przemówiła do niego postać, skryta między drzewami, w białej szacie. Rzekła: "Szukaj własnej drogi, nie podążaj wytyczonymi szlakami". Zaczął się zastanawiać, co to mogło znaczyć. Zaczął więc szukać. Wiele czytał. Przeczytał, nazwijmy je "Święte Księgi" wszystkich znaczących religii na świecie. Tak więc Koran, Tora, traktaty Konfucjusza, Instrukcje taoizmu, buddyzmu, shintoizmu, spędził kilka lat w buddyjskim klasztorze, przemierzył nawet Indie w poszukiwaniu wierzeń pierwotnych Hindusów. Z tych informacji wysyntetyzował swoją własną ścieżkę, która podąża już ponad 30 lat. Stwierdził kiedyś, że nie zamierza zmieniać w niej nic, znalazł wsoje spełnienie, swój Cel, coś w co będzie Wierzył. Nie zamierza jednak tworzyć kościoła sowjej religii, mimo, iż wielu ludzi prosi go o radę, jak sobie radzić w życiu z przeróżnymi, często bardzo poważnymi problemami.

Do sedna sprawy. To, że wy znaleźliźcie coś, w co wierzycie, nie znaczy, że możecie o innych wiarach mówić, ze to jest złe. Owszem, istnieją destruktywne wierzenia, "ślepe uliczki". Ale, na litosć, po to człowiek ma rozum, żeby ZROZUMIAŁ swoje błędy SAM. Lub, jeśli jest wyjątkowym szczęściarzem, ZROZUMIAŁ swój cel i znalazł sobie sposób na życie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Czw 23:48, 11 Maj 2006 Powrót do góry

Alucard napisał:
No, powiedz sam, jak to jest. Weź takich Indian - czy przez to, że wierzą w Duchy Lasów, Zwierząt i Plan Astralny, będą potępieni przez Boga? No? Czy wymarłe dawno temu ludy Azteków będą smażyć się w piekle, bo nie mieli tyle szczęścia by ktoś madry przemówił im do rozsądku, by przestali wierzyć w Słońce i "nawrócili się" do naszego Boga?


Pismo święte mówi, że wszyscy ludzie wzięli się ze związku adama i Ewy. Uściślająć Są dziećmi Noego, gdyż On ze swą rodziną jako jedyny posostał przy życiu po potopie. Tak więc każdy znał kiedyś Boga. Ludzie wśród którzy urodzili się na tyle puźno, że nie mogli już o Nim usłyszeć od kogokolwiek, bo dawno zostaqł zapomniany poszli do piekła - inaczej być nie mogło. Należy jednak pamiętać, że Jezus wstąpił tam zaraz po swojej śmierci na krzyżu, aby jak mówi Pismo wypuścić więźniów z klatki.
Co do tych którzy zmarli nie znając Boga, już po śmierci Chrystusa, to przyznam się że nie zastanawiałem się wcześniej. Jezus daje nam nakaz - " Idźcie i głoście całemu światu". Poza tym ufam miłości Bożej do człowieka, i słowom Jezusa, który powiedział, że mniejszą karę dostanie człowiek nieświadomy że źle robi. Biblia mówi również, że Bóg jest miłosierny, i sprawiedliwy, a więc jako taki musi dać szansę na zbawienie każdemu człowiekowi. skoro udało mu się uwolnić tych przed Chrystusem z ręki diabła, ufam, że i tym razem ma w swojej dobroci jakiś plan, Very Happy


Ps. Jeśli twierdzisz że wypisuję puste kłamstwa dla poklasku- twoja sprawa. Ja jednak wierzę w to co piszę, ponieważ opieram się na Bożym Słowie. To właśnie różnica między wiarą w siebie, a Boga. On jest 100% pewny. Gdyby nie On nie poręczyłbym niczym za to co mówię.
Gość






PostWysłany: Czw 23:56, 11 Maj 2006 Powrót do góry

Alucard ILE RAZY JA POWTARZAŁEM ile razy ja wam MÓWIŁEM ,że ZBAWIONYM można byc bedąc KATOLIKIEM , PROSTETSNATEM, PRAWOSŁAWNYM , WOLNYM CHRZEŚCIJANINEM ... WSZĘDZIE gdzie WYZNAJE SIĘ ,że to JEZUS jest Panem...

Do mojego kumpla też Bóg dał proroctwo ,że ni będzie chodził tymi samymi ścieżkami... To znaczy ,że będzie chodził w namaszczeniu innym niż wszyscy co mieli do tej pory proste jak słońce.

O indianach już KS_ napisał...

CO do Phoeniksa: Stary my znamy koniec kija ... ale czasem jak ktoś nie zbierze w pupe to nie skuma... Niemam zamiaru ciebie bic SŁOWEM BOŻYM ani mówic dalej... SPOKO ty wybierasz i ja niemam zamiaru na siłe robic czegoś co i tak nie przyniesie jakiś rezulatatów. TYLKO jedna sprawa stary pamiętasz jak ci mówiłem ,że jak przyjdzie taki dzień gdzie naprawde będzie gorąco i źle... Wiesz o czym mówie to prosze zawołaj: Boże jeżeli jesteś wyciągnij mnie z tego...

TO tyle Pheoniks...WIęcej niemam zamiaru ciebie nakłaniac na coś... Wkoncu to ty wybierasz... Tylko BŁAGAM zapamiętaj tą rado co ci wyżej napisałem.
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)